Transplantologia jest jedną z najdynamiczniej rozwijających się dziedzin medycyny końca XX i początku XXI wieku, zajmującą się leczeniem osób z krańcową niewydolnością narządów. Opra­cowanie nowoczesnych metod przeszczepiania komórek, tkanek i narządów poprzez wdrożenie nowych metod diagnostycznych, leczenia farmakologicznego, technik zabiegowych i operacyjnych, stało się możliwe dzięki postępowi badań naukowych połączonemu z rosnącym doświadczeniem klinicznym. Lepiej poznano mecha­nizm odrzucania narządów (odpowiedź immunologiczną), wyna­leziono coraz doskonalsze leki o działaniu immunosupresyjnym, dzięki czemu można lepiej dobierać dawców i biorców. Profesjona­lizm i rosnące doświadczenie lekarzy zaowocowało ciągłym dosko­naleniem technik transplantacyjnych. Pośród różnych sposobów przedłużania i ratowania ludzkiego życia transplantacje zajmują w medycynie ważne miejsce.

Dylematy transplantacyjneChirurgia transplantacyjna, jako metoda leczenia powszechnie uznawana w świecie, mimo niezaprzeczalnego dobra, jakie ze sobą niesie, generuje dylematy etyczne dotyczące statusu ludzkiego cia­ła. Działania medycyny transplantacyjnej budzą społeczne kon­trowersje i nie pozostają wolne od moralnych sporów i polemik prowadzonych w różnych środowiskach, nie tylko medycznych.

W dyskusji społecznej sporne kwestie dotyczą głównie deprecjo­nowania ludzkiej godności, komercjalizacji ludzkiego ciała, spra­wiedliwego dostępu do zasobów medycznych czy poszanowania autonomii pacjenta.

Wszystkie te pytania prowadzą nas w szeroką i wciąż jeszcze nie­jednoznaczną interpretację naukowych osiągnięć i dalszych możli­wości, dylematów moralnych, przy równoczesnym. powszechnym już, leczniczym działaniu.

Przeszczep – termin, rodzaje

Samo słowo „transplantacja” pochodzi z łac. transplantare, co oznacza „szczepić”, „przesadzać”. W medycynie przeszczepianie to zabieg przeniesienia komórek (np. szpiku), tkanek (np. skóry, ko­ści) bądź narządów (np. serca, nerek, wątroby) w obrębie jednego organizmu lub między dwoma organizmami.

W transplantacji wyróżniamy cztery rodzaje przeszczepów: autogeniczny, izogeniczny, allogeniczny i ksenogeniczny. Przeszczep autogeniczny (autoprzeszczep) to przeszczep, w którym nie ma od­rzucenia, w 100% jest akceptowany przez nasz układ odpornościo­wy. Polega na pobraniu własnych komórek lub tkanki. Stosowany głównie podczas leczenia blizn, oparzeń za pomocą transplantacji skóry. Również dotyczy przeszczepu m.in. komórek macierzystych, tkanki kostnej czy przeszczepu włosów. Przeszczep autogeniczny jest najbezpieczniejszy, a powikłania występują bardzo rzadko. Przeszczep izogeniczny to przeszczep dokonywany w przypadku bliźniaków posiadających tę samą genetykę. Dotyczy to bliźniąt jednojajowych. Przeszczep allogeniczny to przeszczep polegający na pobraniu narządów od osoby obcej, jednak musi być zgodność antygenów (HLA). Po takim przeszczepie konieczne jest przyj­mowanie leków immunosupresyjnych, mogą również wystąpić powikłania. Komórki, tkanki oraz narządy do transplantacji allogenicznej zazwyczaj pobierane są od osoby zmarłej, u której stwier­dzono śmierć mózgu. Jest możliwość przeszczepu allogenicznego od osoby żyjącej, jednak nie może to zagrażać jej życiu, a także musi ona wyrazić zgodę na taki rodzaj zabiegu. Przeszczep ksenogeniczny to przeszczep, który polega na transplantacji komórek, tkanek oraz narządów między różnymi osobnikami. Najbardziej pasu­jącym osobnikiem dla człowieka jest świnia. Jednak na tego typu zabiegi trzeba jeszcze poczekać, ponieważ badania w zakresie zgod­ności jeszcze trwają.

Dostępność komórek, tkanek i narządów

Dawca i biorca są dwoma najistotniejszymi podmiotami dotknię­tymi interwencją chirurgiczną. Pomimo coraz większej świadomo­ści społeczeństwa dotyczącej istoty i wartości transplantologii nadal dużym problemem jest pozyskiwanie narządów od dawców. Więk­sza dostępność jest w przypadku komórek i tkanek. Zjawisko „nie­doboru narządów” jest powszechne, chorzy miesiącami, niekiedy latami oczekują na dawcę, wpisując się na listę oczekujących bior­ców. Mała liczba przeszczepów w Polsce, patrząc na statystyki Pol­transplantu, wydaje się być zjawiskiem niezrozumiałym. W świetle badań przeprowadzonych wśród polskiego społeczeństwa akcep­tacja medycyny transplantacyjnej narządów jest coraz większa. Zjawisko tak małego zaangażowania społeczeństwa w kwestię prze­szczepu narządów może być tłumaczone jedynie dylematami spo­łecznymi i etycznymi, przekonaniami, kontekstem kulturowym oraz religijnym.

Transplantologia, obiektywnie rzecz ujmując, jest jedyną taką ga­łęzią medycyny, która istnieje i ma rację bytu dzięki akceptacji spo­łecznej. Tylko w niej lekiem i jedynym warunkiem przywrócenia zdrowia jest przeszczepienie tkanki, która została pobrana z ciała innego człowieka, najczęściej od osoby zmarłej. Zatem tylko dzięki zgodzie na pobranie, udzielonej najczęściej przez rodzinę zmarłe­go, możliwe jest uratowanie życia chorej osobie. W sposób szcze­gólny przeplata się tutaj tragedia śmierci z radością życia. Wydaje się, że słuszna ze wszech miar idea ratowania życia staje się kon­trowersyjna właśnie ze względu na obecność pierwiastka śmier­ci, czyli wykorzystywanie nieboszczyka jako swoistego magazynu „części zamiennych”. Kulturowe i religijne uwarunkowania wska­zują przecież, iż zmarłe mu ciału należy się szczególny szacunek. Transplantologiczne postrzeganie zmarłego ciała doprowadziło do zachwiania tej orientacji i zmieniło sposób patrzenia na nie.

Dotychczas otoczony dogmatem nietykalności trup staje się nie­zastąpionym, unikalnym i jedynym dostępnym „lekarstwem”. W tej perspektywie wykorzystanie tego cennego rezerwuaru jest możliwe podczas eksplantacji, czyli naruszenia niepisanej, kulturowo uwa­runkowanej zasady nietykalności ciała zmarłego. Wydaje się, że obecnie ten element jest jedną z najpoważniejszych barier występu­jących w społeczeństwie, nie tylko polskim.

Ponieważ medycyna cały czas dynamicznie się rozwija, możliwe staje się pokonywanie kolejnych barier, a wraz z poprawą jakości życia i zwiększaniem się społecznej świadomości, wzrasta średnia długość życia. Fakt ten determinuje także częściową zmianę profi­lu medycyny i rozwoju geriatrii, zajmującej się schorzeniami wieku podeszłego. W odniesieniu do medycyny transplantacyjnej oznacza to tyle, że w związku z wydłużaniem się życia ludzkiego przesunę­ła się także granica wieku osób, którym przeszczepiane są narządy. Jeszcze do niedawna mieliśmy do czynienia ze swoistym ageizmem, bowiem osobom po 60 roku życia nie chciano przeszczepiać orga­nów. Tłumaczono to, brutalnie rzecz ujmując, marnotrawieniem drogocennych tkanek. Obecnie nie ma górnej granicy wieku, po­wyżej której nie przeszczepia się już organów. Ten fakt determinuje jedynie ogólny stan fizyczny biorcy. Zatem zwiększyła się pula or­ganów, jak i liczba oczekujących na przeszczepienia narządu i dzi­siaj jest to metoda leczenia dostępna dla wszystkich, bez względu na wiek. Można śmiało stwierdzić, że w interesie wszystkich jest pro­klamowanie idei transplantacji, gdyż prawdopodobieństwo tego, że będziemy potrzebować przeszczepu, jest wielokrotnie wyższe, niż to, że sami zostaniemy dawcami.

Problem niedostatecznej liczby dostępnych organów do prze­szczepienia staje się coraz poważniejszy. Pomimo licznych akcji społecznych i kampanii promujących dawstwo, a także apeli śro­dowisk transplantologicznych, pula organów jest wciąż niewy­starczająca. Wzorowanie się na modelu hiszpańskim w całej Unii Europejskiej przyczyniło się co praw da do zwiększenia liczby prze­szczepianych narządów, jednak w dalszym ciągu problem jest ol­brzymi. Używając nomenklatury ekonomicznej, kiedy podaż nie zaspokaja popytu, pojawiają się głosy proponujące zadośćuczynie­nie dla rodziny zmarłego z orzeczoną śmiercią mózgu. Zwolennicy urynkowienia transplantacji podkreślają, iż odwoływanie się tylko do altruizmu jest niewystarczające. Należy, ich zdaniem, użyć in­nych rozwiązań, które w sposób ewidentny przełożą się na wyniki przeszczepiania. Ich zdaniem człowiek jest właścicielem i jedynym prawnym dysponentem swojego ciała i może z nim robić, co chce, czyniąc go także przedmiotem handlu. Natomiast sprzeciw wobec urynkowieniu usług związanych z wykorzystaniem ciała po śmier­ci wynika głównie z tradycji kulturowych. Ta tradycyjna koncepcja rozporządzania ciałem jest ich zdaniem przestarzała i nieaktualna, a przy obecnym poziomie wiedzy de facto prowadzi do skazywania na śmierć nieuleczalnie chorych. Dodatkowo zauważają, iż wszy­scy biorący udział w procedurze pobierania i przeszczepiania ko­mórek, tkanek czy narządów „zarabiają” na tej usłudze, tylko nie dawca, który skądinąd jest najważniejszym ogniwem całego pro­cesu transplantacji. Poza tym wskazują na swoisty paradoks, pole­gający na tym, że z niektórych części ludzkiego ciała uczyniono już przedmiot handlu (włosy, krew, nasienie, komórki jajowe), dlacze­go zatem zapłata czy rekompensata za pobranie organów jest czymś moralnie nagannym? Powstaje tylko pytanie, jak wycenić narządy zmarłych dawców i komu za nie zapłacić? Nieoficjalne wyceny na nielegalnych rynkach handlu narządami wskazują, iż zdrowy mło­dy człowiek, w przeliczeniu na pieniądze, wart jest około miliona dolarów.

Przeciwnicy urynkowienia przeszczepiania narządów odwołują się do altruizmu i obdarowywania. W świetle tego projektu odda­wanie organów do przeszczepienia nie może być oparte na pobud­kach materialistycznych. Tylko darowanie, czyli bezinteresowne oddanie narządu, jest wyrazem człowieczeństwa i w pełni wkom­ponowuje się w ideę międzyludzkiej solidarności i miłości bliźnie­go. Krytycy czy sceptycy takiego spojrzenia akcentują jednak fakt, że jeżeli mówi się o darze, to w istocie sam dar wymaga wzajem­ności, a trudno mówić o wzajemności w odniesieniu do zmarłe­go. Ponieważ sytuacja zwiększenia liczby dawców, a także, co za tym idzie, ilości przeszczepianych narządów jest niezwykle trud­na i wielopłaszczyznowa, (co widać w polityce poszczególnych państw) najbardziej zdrowe i sprawiedliwe wydaje się być zmody­fikowane podejście Singapuru. Otóż w tym kraju tylko te osoby, które odpowiednio wcześniej zgłoszą gotowość darowania swoich narządów po śmierci, mogą w razie potrzeby zostać wpisani na li­stę oczekujących na przeszczepienie i w konsekwencji poddani przeszczepieniu. Takie rozwiązanie wymusza oczywiście stosowa­nie odpowiednich rozwiązań legislacyjnych, takich jak termin zgło­szenia gotowości dawstwa i określenie momentu krytycznego, czyli takiego, który uniemożliwiałby wpisywanie się na listy dawców po­trzebującym przeszczepienia. Taki system prawny wydaje się być najbardziej sprawiedliwym i budującym kulturę solidarności daw­ców i biorców. W zamian za deklarację pośmiertnego oddania na­rządów zdeklarowany dawca uzyskałby w razie potrzeby gwarancję dostępności w takiej formie leczenia. Maria Nowacka bardzo traf­nie określiła tę sytuację: „Mamy tu więc do czynienia z pewnego ro­dzaju umową społeczną, która zdaje się być wyjątkowo korzystna: w zamian za gotowość poświęcenia niewielkiego dobra po śmierci uzyskuję możliwość zyskania wielkiego dobra za życia”.

Ocena moralna działań transplantacyjnych

W Kościele katolickim początkowo wypowiedzi papieży na te­mat donacji narządów były bardzo ostrożne. W encyklice Piusa XI Casti connubi czytamy: „Jest to zresztą nauką chrześcijańską i tak­że wynikiem ludzkiego rozumowania, że poszczególny człowiek częściami swego ciała tylko do tych celów rozporządza, do których przez przyrodę są przeznaczone. Nie można ich niszczyć lub ka­leczyć lub w jaki inny sposób udaremniać naturalnego ich prze­znaczenia, chyba że tego wymaga zdrowie ciała całego”[1]. W latach pontyfikatu Piusa XI, kiedy nie było jeszcze mowy o transplanta­cji, powyższy cytat mógłby być odbierany jako negatywne podejście papieża do poświęcania części ciała człowieka dla kogoś innego.

Obecnie spojrzenie na problem transplantacji postrzegane jest w kontekście „daru” będącego wspólną odpowiedzialnością za ży­cie każdego człowieka. Nauka Kościoła zachęca do altruistycznej postawy wobec idei transplantacji, a w swoim nauczaniu uwrażli­wia na problem donacji.

Podstawowym dylematem w kwestii transplantologii jest odpo­wiedź na pytanie: jakie ludzkie działania w tej dziedzinie można uznać za moralnie dobre i godziwe, a jakie są moralnie złe i przez to niedopuszczalne? Wypowiedzi na ten temat znalazły się zarów­no w encyklice Jana Pawła II Evangelium vitae (1995), w licznych przemówieniach papieża, w nauczaniu Katechizmu Kościoła Kato­lickiego (1994), jak i w Karcie Pracowników Służby Zdrowia, wyda­nej przez Papieską Radę ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia (Nowa Karta Pracowników Służby Zdrowia, 2017).

Jan Paweł II w swoim nauczaniu wiele miejsca poświęcił zagad­nieniom związanym z dawstwem organów. W latach jego ponty­fikatu transplantologia osiągnęła wielkie sukcesy, problem donacji poruszany był na różnych konferencjach naukowych, powstało sze­reg prac naukowych omawiających tę dziedzinę medycyny. Papież nazwał osiągnięcia medycyny transplantacyjnej wielkim dobrem. W Przemówieniu do uczestników Kongresu Światowego Towarzy­stwa Transplantologicznego Jan Paweł II w roku 2000 powiedział: „Technika przeszczepów to wielki krok naprzód w dziejach nauki służącej człowiekowi. Niemało jest dzisiaj ludzi, którzy zawdzięcza­ją życie przeszczepowi organów. W coraz większej mierze technika przeszczepów jawi się jako skuteczna metoda realizacji podstawo­wego celu wszelkiej medycyny, którym jest służba ludzkiemu życiu”.

Jan Paweł II nauczał, że wśród różnych bezinteresownych ge­stów człowieka, umacniających kulturę życia, na szczególną uwa­gę zasługuje dar własnego ciała: „Pośród tych gestów na szczególne uznanie zasługuje oddawanie organów, zgodnie z wymogami ety­ki, w celu ratowania zdrowia, a nawet życia chorym, pozbawio­nym niekiedy wszelkiej nadziei”[2]. Papież mówiąc o transplantacji, stawiał przed oczyma współczesnych ludzi ofiarę z samego siebie złożoną przez Jezusa Chrystusa. Analogia ofiary na krzyżu może być porównana z ofiarą złożoną z siebie: „Ofiarowanie jakiejś czę­ści swojego ciała, złożenie ofiary, która stanie się skuteczna dopiero po śmierci, jest właśnie w wielu przypadkach aktem wielkiej miło­ści, tej miłości, która daje Życie dla innych. A więc postęp nauk me­dycznych umożliwił wielu osobom wyniesienie ponad śmierć ich powołania do miłości. Analogicznie do tajemnicy paschalnej Chry­stusa, śmierć zostaje w pewien sposób zwyciężona, a życie przywró­cone. Śmierć i zmartwychwstanie Pana przedstawiają najwyższy akt miłości, który nadaje głęboką wartość ofiarowaniu swojego narzą­du przez dawcę dla ratowania innej osoby” (Jan Paweł II, 1996).

Problematyka transplantacyjna stała się ważnym tematem w na­uczaniu Kościoła. Papież Jan Paweł II w podsumowaniu encykli­ki Evangelium vitae (1995) podkreślał, że każdy człowiek wezwany jest do aktywności w swoim środowisku i nikt nie powinien być wyłączony z mobilizacji na rzecz „nowej kultury życia”. Powołał on Papieską Akademię „Pro Vita”, której zadaniem było m.in. stu­diowanie problemów z zakresu medycyny i prawa, których celem była promocja i ochrona życia. Zdaniem papieża to szczególne za­danie należy do intelektualistów, katolickich naukowców, badaczy i etyków, którzy w środowiskach uniwersyteckich, szkołach, a tak­że w ośrodkach badawczych i naukowych, powinni działać na rzecz nowej kultury życia. „Przestrzegając skrupulatnie zasady wierności prawdzie, mają łączyć w jedną całość wolność informacji, szacunek dla każdej osoby i głęboki zmysł człowieczeństwa”[3].

Papież podkreślał, że wśród wielu zadań realizowanych przez wspólnotę Kościoła ważnym wymiarem jest edukacja, kształtowa­nie umysłów i uwrażliwianie na kwestie etyczne. Zachęcał do two­rzenia specjalnych komisji ds. etyki, które zapewniałyby programy szkoleniowe, indywidualną i troskliwą opiekę nad chorymi. Jan Pa­weł II stwierdził, że Kościół jest otwarty na postęp naukowy, na nowe technologie wykorzystywane w medycynie, ale nie może się to odbywać kosztem człowieka (Jan Paweł II, 2003).

Postawa bliskich

Kryterium zachęcającym rodziny do wyrażenia zgody na pobra­nie narządów od bliskiego zmarłego może być zmiana dotychczaso­wych przekonań religijnych. Świadomość, że oddanie organów jest „darem”, a nie „poświęceniem” życia, analogicznie na wzór najwyż­szej ofiary Chrystusa, może przyczynić się do zmniejszenia emocjo­nalnego i psychicznego ciężaru, wynikającego z przeżywanej straty bliskiej osoby. W nauczaniu Kościoła podkreśla się fundamentalną zasadę personalistycznej etyki medycznej, z której wynika, że wszel­kie inwazyjne ingerencje medyczne, do których należy eksplantacja, jak i implantacja przeszczepu, są niemoralne w sytuacji, kiedy pacjent lub osoba, która go reprezentuje, nie wyraził na nie zgody. W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Przeszczep narzą­dów jest moralnie nie do przyjęcia, jeśli dawca lub osoby uprawnio­ne nie udzieliły na niego wyraźnej zgody. Jest on natomiast zgodny z prawem moralnym i może zasługiwać na uznanie, jeśli zagrożenia i ryzyko fizyczne i psychiczne ponoszone przez dawcę są propor­cjonalne do pożądanego dobra u biorcy. Jest rzeczą moralnie nie­dopuszczalną bezpośrednie powodowanie trwałego kalectwa lub śmierci jednej istoty ludzkiej, nawet gdyby to miało przedłużyć ży­cie innych osób”[4].

W innym miejscu czytamy, że: „Oddawanie narządów po śmier­ci jest czynem szlachetnym i godnym pochwały; należy do niego zachęcać, ponieważ jest przejawem wielkodusznej solidarności”[5]. „Bezpłatne darowanie narządów po śmierci jest dopuszczalne i może zasługiwać na uznanie”[6].

Na obecnym poziomie wiedzy medycznej moralnie godziwe jest pobranie narządów od osób, które wyraziły na to zgodę lub u któ­rych orzeczono śmierć mózgową. Nauczanie Kościoła katolickiego podaje jasne wskazania dopuszczające donację organów. Jednocze­śnie przestrzega przed instrumentalnym traktowaniem człowieka, wykazując nadużycia mogące pojawić się przy pobieraniu narzą­dów. Wskazania te wytyczały kierunek moralnie godziwych działań na kolejne lata rozwijającej się transplantologii.

Eucharystia – ofiara będąca darem z miłości

Rozważając gotowość człowieka na ofiarę – dar wypływający z miłości i solidarności międzyludzkiej, można dokonać próby po­równania jej w życiu osoby wierzącej do Chrystusa w tajemnicy Eucharystii. Nieustanne bycie Boga do dyspozycji człowieka, goto­wość dawania się, bycie ofiarą i przyjmującym ofiarę, może być naj­głębszym motywem do stania się dawcą i biorcą komórek, tkanek czy narządów.

Ustanowiona przez Jezusa Chrystusa Eucharystia jest kontynu­acją dzieła zbawczego. Początkiem był Bóg i stworzony człowiek, natomiast jego dalszy ciąg dokonuje się w Eucharystii. Kluczową kwestią w zrozumieniu tej prawdy jest przyjęcie ofiary jako daru, a miarą daru staje się miłość, która przynależy do pojęcia Boga i człowieka. Słowa św. Jana: „Bóg jest miłością” (1 J 4,8.16) pokazu­ją wnętrze Trójcy Świętej, w które miłość wchodzi i jest wewnątrztrynitarną relacją Ojca, Syna i Ducha. Życiem Trójcy Świętej jest wzajemne oddanie się sobie. Potwierdzeniem tej prawdy są sło­wa Jezusa z modlitwy w Wieczerniku: „Wszystko moje jest Twoje, a Twoje jest moje” (J 17,10); „aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Oj­cze, we Mnie, a Ja w Tobie” (J 17,21); „Pocieszyciel, którego Ja Wam poślę od Ojca, Ducha Prawdy, który od Ojca pochodzi” (J 15,26) „nie będzie mówił od Siebie (...) ponieważ z mojego weźmie i Wam objawi” (J 16,14).

Bóg jest najwyższą miłością i źródłem wszelkiej miłości. Trynitarna miłość wyraża się we wzajemnym oddaniu się sobie Boskich Osób. Obdarowywanie to urzeczywistnia się zawsze w najwyższym stopniu i dlatego jest wieczną doskonałą ofiarą. Widziane od tej strony stworzenie człowieka jest wylaniem się trynitarnej miłości Boga na ludzi. Bóg obdarował człowieka istnieniem i to w sposób najbardziej hojny, bo umieścił w nim swój obraz i powołał go do pełni zjednoczenia ze sobą. Człowiek zaistniał jako owoc Boskiej miłości. Człowiek sam dla siebie jest darem i zadaniem. Ofiara na­leży do struktury jego bytu.

W biblijnym opisie postawy Abrahama i jego syna Izaaka objawia się właściwość miłości boskiej i ludzkiej. Miłość Boga jest wymaga­jąca, stała i całkowita. Nie sprowadza się do kaprysu, nie pozwala na lekceważenie. A miłość człowieka do Boga szanuje autorytet Boga i okazuje Mu posłuszeństwo, lęka się, by Go nie stracić. Cechy te posiada w sobie doskonała ofiara. Gdy wzrasta miłość, rośnie walor ofiary, gdy się umniejsza, ofiara traci na swojej wartości.

Czytanie znaków czasu to zadanie chrześcijan każdej epoki, tak­że dzisiejszej. Pojawiające się nowe formy wyrażania miłości wobec Boga i człowieka stają się dla nas, w duchu posłuszeństwa Stwórcy, przynagleniem. Gotowość dawstwa zawiera się w nakazie miłości Boga i bliźniego. Nie jest ono przymusem, a jedynie nową prze­strzenią do otwartości i pomocy człowiekowi choremu, poszerza­niem wyobraźni miłosierdzia. Tak jak męczeństwa nie czyni Bóg jedyną formą poświadczenia wierności, tak dawstwo nie jest je­dyną i konieczną formą okazania miłości bliźniemu. Chrystus jak nauczyciel życia w Eucharystii uczy nas otwartości i gotowości po­mocy każdemu. W czasie ziemskiego życia, jak i dziś w „czasie” Eucharystii szczególne miejsce w Jego Sercu znajdowali i znajdują mali, chorzy oraz cierpiący.

Chrześcijanin a ofiara z miłości

Ofiara staje się kluczem do rozumienia człowieka. Z upływem czasu człowiek zdobywał rozumienie samego siebie. Nie znamy liczby lat jego istnienia i nie posiadamy zapisu jego pierwotnych do­świadczeń. Według Biblii człowiek od początku znajduje się między Bogiem a światem (Rdz l,26), jest ciałem i duszą (Rdz 2,7), mężczyzną i kobietą (Rdz 2,22), posiada rozum i wolę, zdolność poznania dobra i zła (Rdz 2,16-17) oraz świata, w którym żyje.

Osiągnięciem antropologicznym było odkrycie w człowieku oso­by. Proces odkrywania postępował drogą rozważań nad tym, co Pi­smo św. mówi o Bogu i Jezusie Chrystusie. Kamieniem milowym w rozwoju antropologii była definicja osoby, sformułowana przez Boecjusza: „rationalis naturae individua substantia”. Wyakcento­wał on w tej definicji takie właściwości bytu ludzkiego, jak: indywi­dualność, samoistność, podmiotowość i rozumność. Uzupełnienie nastąpiło dopiero w dokumencie Soboru Watykańskiego II: „Czło­wiek odnaleźć się może tylko jako bezinteresowny dar z siebie”[7].

Wydarzeniem naszych czasów było odkrycie w osobie jej relacyj­nego charakteru. Być osobą w tym aspekcie znaczy być ontycznie skierowanym ku drugiemu, innymi słowy – być darem. Adresata­mi tego ukierunkowania są Bóg i ludzie. Bóg jest stwórcą człowieka i jego celem ostatecznym.

Wertykalne ukierunkowanie życia ludzkiego splata się z jego ukierunkowaniem horyzontalnym. Już Arystoteles określał czło-

wieka jako „politikon zoon” (animal sociale). Od różnych powią­zań międzyludzkich na niższym stopniu wznosi się on do komunii osób. W komunii osób wszystko bierze swój początek w miłości i zmierza do miłości. Miłość jest jej życiem i należy do struktury bytowej osoby. Jan Paweł II uczy: „Tylko osoba może miłować i tyl­ko osoba może być miłowana. Stwierdzenie to jest naprzód natury ontycznej, z kolei zaś wyłania się z niego stwierdzenie natury etycz­nej. Miłość jest powinnością ontyczną i etyczną osoby”. Jeżeli do tego dodamy, że miłość wyraża się przez ofiarę, wtedy trzeba przy­jąć, iż ofiara jest powinnością ontyczną i etyczną osoby. Zestawiając obok siebie miłość i ofiarę, trzeba oczywiście uwzględnić to, że mi­łość ma wiele twarzy (piszą o tym wszystkie podręczniki z antropo­logii i potwierdza to doświadczenie ludzi) oraz że ofiara przyjmuje również wiele form.

Nie każda miłość zdobywa się na ofiarę i nie każda ofiara pły­nie z miłości. Doskonałość wszakże osiągają miłość i ofiara wtedy, kiedy łączą się ze sobą wewnętrznie i zewnętrznie, tzn. kiedy mi­łość idzie drogą ofiary, a ofiara oddycha miłością. Im ściślej potra­fią związać się ze sobą, tym są piękniejsze i doskonalsze. Miłość, zdaniem Benedykta XVI, to ekstaza, która wyprowadza ludzkie „ja” zamknięte w samym sobie „w kierunku wyzwolenia «ja» w da­rze z siebie i właśnie tak w kierunku ponownego znalezienia siebie, a nawet w kierunku odkrycia Boga”. Ofiara posiada swoje stopnie, poczynając od drobnych gestów aż po oddanie życia. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Na tym najwyższym stopniu ofiara i miłość identy­fikują się ze sobą. Ofiara jest miejscem, znakiem i językiem miłości. W sposób doskonały uczynił to Jezus Chrystus na krzyżu i czyni to każdorazowo w sprawowanej Eucharystii. Jest On przez to kluczem do rozumienia człowieka. Jan Paweł II uczył z mocą w Warszawie: „Człowieka nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej człowiek nie może sam siebie do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć, ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa god­ność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. Nie może tego wszystkiego zrozumieć bez Chrystusa”[8].

Gotowość woli na dar z miłości

Gotowość do bycia dawcą winna być decyzją wolnej woli czło­wieka. Bycie, a właściwie stawanie się ofiarą związane jest z gotowo­ścią do złożenia, do dania „czegoś” lub „kogoś”, w tym przypadku siebie, a dokładniej części siebie człowiekowi choremu. Decyzja po­winna być dokonana w pełnej świadomości co do tego, czym to zło­żenie daru jest, z jakimi czynnościami i konsekwencjami się wiąże, co daje osobie obdarowanej i co może dać mnie samemu. W przy­padku przeszczepu mówimy o darowaniu „drugiego” życia, o jego przedłużeniu.

Ofiary składane z miłości znajdują dla siebie światło w Jezusie Chrystusie, który jest miłością Ojca. „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). Ofiara krzyżowa Chrystusa, dająca możność udziału w niej ofiarom ludzkim, ukie­runkowuje je na samego Boga. Gdyby człowiek trwał zamknięty w samym sobie, to nawet największa ofiara przezeń złożona nie wy­rwałaby go z tego obrębu. Chrystus natomiast ludzkie ofiary skła­da na ołtarzu samego Boga, czyni zeń miłą woń przyjemną Bogu. Dzięki Niemu poryw ducha ludzkiego, jakim jest miłość i ofia­ra z części siebie, a nawet życia, jako szczyt tej miłości, otwierają człowieka na wieczność i nieskończoność. Taki człowiek cenny jest w oczach Boga, nie traci, nie umiera, lecz wchodzi w życie (św. Te­resa od Dzieciątka Jezus).

 


[1] Pius XI, Casti connubi, 1930.

[2] Jan Paweł II, Evangelium vitae, 86.

Tamże, 98.

[4] Katechizm Kościoła Katolickiego (dalej KKK), 2296.

[5] Tamże.

[6] Tamże, 2301.

KDK, 24.

[8] Jan Paweł II, Przemówienie na Placu Zwycięstwa w Warszawie, 2.06.1979.