Wstęp
Liturgia Kościoła obficie karmi nas słowem Bożym w czasie każdej celebracji liturgicznej.
Także msze św. wotywne o Najświętszym Sercu Jezusa mają w tomie VII Lekcjonarza Mszalnego wyznaczone czytania biblijne ukazujące tajemnicę miłości Boga, zamkniętą w Sercu Słowa Wcielonego.
Pragnę zaproponować Duszpasterzom, aby w czasie sprawowanej Eucharystii w każdy I piątek miesiąca, jeśli przepisy liturgiczne na to zezwalają, korzystali z tych właśnie czytań biblijnych i na ich podstawie głosili wiernym homilie pierwszopiątkowe.
W ten sposób prawda o Najświętszym Sercu Jezusa, o miłości Boga do ludzi, o Miłości, która nie jest kochana i oczekuje na wzajemność ludzkiej miłości, będzie zakorzeniona w Biblii i dzięki temu ubogaci treść nabożeństwa do Najświętszego Serca Jezusowego.
Wpatrujmy się w otwarte dla nas Serce Jezusa. Odkrywajmy ukryte tam „źródło dobroci i miłości pełne”.
Wypłyńmy na głębię i zobaczmy, że Serce Jezusa jest „cnót wszelkich bezdenną głębiną”.
Do odkrycia, lepszego zrozumienia całego bogactwa, jakie zawiera w sobie Najświętsze Serce Jezusa, niech służą praktykowane i przeżywane przez nas I piątki miesiąca, a szczególnie pochylenie się nad czytanym w czasie sprawowanej wtedy Mszy św. – słowem Bożym.
1. Serce ciche i pokorne (Mt 11,25-30)
W dzisiejszej Ewangelii Jezus przemawia. Słowa te płyną z Jego Serca cichego i pokornego. To Serce Syna Człowieczego kocha Boga Ojca. Z tej miłości rodzi się potrzeba uwielbienia.
Uwielbia i wysławia Jezus Boga Wszechmogącego za to, że On ludziom prostym, pokornym objawia największe tajemnice Bożej ekonomii. Takie jest upodobanie, pragnienie Boga Ojca.
Słuchając tego fragmentu Ewangelii i patrząc na Jezusa zapytajmy, czy będąc czcicielami Serca Jezusowego staramy się o to, by wysławiać naszego Ojca, który jest w niebie? Ileż razy przecież prosimy, błagamy, zasypujemy Boga modlitwą, nie myśląc o tym, by uwielbiać, by wysławiać, by dziękować. Serce, które wypełnione jest miłością, zawsze ma potrzebę wysławiania za otrzymane dobra. Obecność na Mszy św. to najdoskonalsza okazja by Boga, Ojca pełnego Miłosierdzia i Dobroci wychwalać wraz z Jezusem, który Ojcu składa Najświętszą Ofiarę.
Jezus wspomina o ludziach prostych. Tylko prostota dziecka Bożego pozwala na odkrycie tego, co w Bogu Najpiękniejsze – Jego miłości miłosiernej, zawsze oczekującej na zagubionego człowieka. Dziękujmy, jak dzieci, z prostotą, że w takiego Boga wierzymy, że takiego Boga możemy poznawać, adorować, uwielbiać! W ten I piątek Jezus zachęca, abyśmy przychodzili do Niego wszyscy, obciążeni i utrudzeni.
Czyż ktoś z nas może powiedzieć, że nie doświadczył w swoim życiu takich stanów? Każdy dzień to trud, to zmaganie się ze sobą, to pokonywanie codziennych utrapień… A Jezus mówi: przyjdźcie, a ja was pokrzepię, to znaczy: wzmocnię, dodam sił. Czyż może być piękniejsza obietnica? Zachęta?
Czujemy to doskonale, że Jezus otwartym Sercem zaprasza, zachęca i obiecuje, bo kocha, bo tak bardzo zależy Mu na nas, bo jest tak blisko naszej ludzkiej doli, naszej codzienności. On ją zna; widzi, jak jesteśmy utrudzeni, obciążeni i chce nas pokrzepić! Niewielu o tym myśli, niewielu pamięta, niewielu korzysta! Dziś, w ten I piątek, starajmy się w sercu podjąć postanowienie, że nie tylko sami skorzystamy z tego zaproszenia, aby doznać Jego pomocy w naszej trudnej codzienności, ale będziemy świadczyć przed innymi, że On czeka, że wyciąga rękę także do nich!
Wynagradzajmy także, przyjmując Komunię św. za tych, którzy nie chcą słyszeć tego zaproszenia i którzy liczą tylko na własne siły, którym Bóg nie jest potrzebny i którzy żyją tak, jakby Boga nie było! Nasza gorliwość, nasza modlitwa, nasza wynagradzająca Komunia św. ma być wstawienniczą także za tych obojętnych na pełne dobroci zaproszenie Jezusa.
Dziś także zaprasza nas Jezus do swej szkoły! Mówi: uczcie się ode Mnie! To dalsze słowa dzisiejszej Ewangelii. Mamy wziąć na siebie ciężar życia zgodnego z Ewangelią, życia według Bożych przykazań, trud przebaczania, miłowania nieprzyjaciół… To jest owo jarzmo, o którym słyszeliśmy. To kosztuje, to codzienny wysiłek kroczenia i naśladowania Jezusa, ale ukojenie, pomoc płynie z Serca cichego i pokornego, Jego Serca! Takiej postawy ma nas nauczyć uczestnictwo w tej Eucharystii. Taki owoc ma przynieść spowiedź św. pierwszopiątkowa i przyjęta Komunia św.
Uczcie się cichości i pokory! Jakże ważne zadanie! Powiedzmy, jakże niepopularne dziś! Ale jedynie zgodne ze słowami Jezusa. Tylko bowiem cichość i pokora naszego serca na wzór Jego Serca uczyni nasze życie, niekiedy smutne, pełne cierpienia i łez – życiem, które nadal pozostanie jarzmem, jak mówi Ewangelia, ale słodkim i lekkim.
Zapytamy, jak to możliwe? Tylko przykład Jezusa może nam udowodnić, że tak. Śledząc Jego życie, widzimy dokładnie, ileż tam było zmęczenia i udręczenia! To On dźwigał na swoich ramionach nasze grzechy i tylko cichość i pokora Jego Serca pozwoliła Mu to wszystko znieść, przyjąć i ofiarować z miłości Ojcu!
Cichość i pokora naszego serca daje i nam ukojenie, jeśli idziemy Jego śladem i uczymy się tych wartości w szkole Jezusowego Serca! Taką szkołą cichości i pokory jest także ten I piątek miesiąca, w której, wpatrując się w Jego serce, prosimy w Litanii: „Uczyń serca nasze według Serca swego”.
Amen.
2. Serce radujące się nawróceniem (Łk 15,1-10)
Ewangelia dzisiejsza to dar nadziei. Oto zbliżają się do Jezusa grzesznicy i celnicy. Chcą słuchać Jego nauki. Nie podoba się to tym, którzy w swoim mniemaniu są sprawiedliwi, dobrzy. Gorszą się, że Jezus przyjmuje grzeszników, że nawet pozwala się zaprosić do ich domów na posiłek.
Dzisiejsze przypowieści stanowią Jezusową odpowiedź i zarazem pouczenie dla tych, którzy nie mogli pojąć istoty Jego posłannictwa. Przypowieści znane nam doskonale. Zagubiona i odnaleziona owca. Zagubiona i odnaleziona przez biedną kobietę moneta. Słyszymy, że akcent w tych wydarzeniach pada na radość z odnalezienia. Tę radość Jezusa widać w Jego zetknięciu się z faryzeuszami, którzy nie potrafią zobaczyć tego, co dobre i piękne, ale trzymając się litery Prawa, nie są w stanie patrzeć oczami człowieka zagubionego, grzesznego, ale przecież stworzonego do szczęścia i radości. A radość jest z odnalezienia, z powrotu nawet wtedy, gdyby oddalenie było bardzo dalekie, bardzo długie.
I piątek miesiąca to okazja do skorzystania z sakramentu pokuty i pojednania. Przychodzimy do Jezusa jako grzesznicy. Przychodzimy, bo jesteśmy przekonani, że On ciągle nas szuka, że tak bardzo chce naszego powrotu do wspólnoty Kościoła. To On szuka, On przebacza, On okazuje Miłosierdzie i przyprowadza kolejny raz tam, gdzie nasze miejsce – do wspólnoty Kościoła. W czasie tego pierwszopiątkowego spotkania podziękujmy Najświętszemu Sercu za dar łaski uświęcającej, jaki na nowo w nas odżył po spowiedzi św. Podziękujmy za to, że On nas odszukał i sam zachęcił, jak co miesiąc do powrotu! Dziękując, umiejmy się cieszyć. Ta radość ducha pozwoli nam zmobilizować siły duchowe i tak, jak obiecaliśmy w czasie sakramentalnej spowiedzi, poprawić to, co dotychczas jeszcze odwracało nas od kroczenia drogą Jego miłości!
Wpatrzeni w Najświętsze Serce Jezusa pamiętajmy także dziś o tych, których tutaj nie ma. Serce Jezusa kocha wszystkich, wszystkich szuka, wszystkim pragnie przebaczyć, wszystkich odszukać i uczynić szczęśliwymi. Tak bardzo nas to Jezusowe Serce ukochało, a tak wielu jest niewdzięcznych i obojętnych na tę miłość. To my, wiernie uczestnicząc w nabożeństwach pierwszopiątkowych, to my wdzięczni, za to, że nas Jezus odszukał, mamy ofiarować dzisiejszą Komunię św. w duchu wynagrodzenia za tych, którzy nie kochają Serca Jezusowego, które jest pełne miłości i które kocha aż po krzyż, każdego człowieka. Ta idea wynagradzania, ofiarowania Komunii św. w intencjach zagubionych, idea miłości do tych, którzy nie kochają, jest bardzo mocno zakorzeniona w tym nabożeństwie. Nie tylko ma nam ono pomagać w zbliżeniu i zjednoczeniu się z Jezusem i Jego miłością, ale także tych zagubionych ma przekonać do Tego, który – jako Jedyny – może ich uszczęśliwić i pomóc odnaleźć się zagubionym sercom. Z radością wyjdziemy dziś z tej Mszy św., gdy obrazy Jezusa poszukującego zagubionej owcy i kobiety poszukującej zagubionej monety, będą natchnieniem dla naszej szczerej modlitwy za zagubionych, za nieszczęśliwych, za tych, którzy pragną kochać, ale szukają tej miłości nie tam, gdzie należy!
Dziś, gdy tyle wolności, zamieszania, relatywizmu – dziś okazuje się, że tylko spojrzenie w Serce Jezusa, które kocha prawdziwie i szczerze poszukuje zagubionych, mimo zgorszenia faryzeuszów, tylko takie Serce może być ratunkiem dla naszej cywilizacji, która staje się cywilizacją śmierci, a ma być przecież cywilizacją miłości!
Niech radość dzisiejszej Ewangelii będzie radością dla nas na cały miesiąc, który przeżywać chcemy z Sercem Jezusa!
Szukajmy i my zagubionych – jak pasterz, jak ta uboga kobieta – i naśladujmy Jezusa, który to poszukiwanie zagubionych czyni programem naszego duchowego życia na kolejny miesiąc, do następnego I piątku miesiąca.
Rzeczą ludzką jest upadać w grzech, odchodzić od Jezusa i Jego przykazań, odchodzić od wskazań Ewangelii, ale rzeczą ludzką jest również powstawanie z upadku! A powstajemy, bo Ona nas szuka, bo on zostawia sprawiedliwych, bo wie, że oni takimi zawsze będą, a szuka słabych, zabłąkanych, zdezorientowanych w dzisiejszym świecie nadużywanej wolności.
Niech ta postawa Jezusa będzie natchnieniem dla naszego apostolstwa, dla naszego wyjścia z kościoła po dzisiejszej Mszy św., by jak Jezus szukać zagubionych, a potem cieszyć się i radować – jak słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii – z odnalezienia tych, którzy zapomnieli, że tylko w Jego Sercu można odszukać prawdziwy pokój i szczęście.
Pozwólmy w każdy I piątek miesiąca Jezusowi się odszukać poprzez spowiedź św. Radujmy się każdym darem jego łaski i bądźmy apostołami tej prawdy o Jezusie, który szuka i z każdego odnalezionego się cieszy!
Amen.
3. Serce miłosierne (Łk 15,1-3. 11-32)
Serce Ojca z dzisiejszej Ewangelii to Serce Boga Ojca, to Serce, którego miłosierdzie i przebaczenie jest nam tak bardzo potrzebne w każdej chwili naszego życia.
Przypowieść przeczytana przed chwilą jest – jak to ktoś powiedział – „ewangelią ewangelii”, czyli jest sednem, istotą, najważniejszym fragmentem tego, co napisane zostało we wszystkich czterech Ewangeliach. Znaczy to, że gdyby ktoś nie znał czterech Ewangelii, a przeczytał ten fragment – to wie wszystko o Bogu, który jest Ojcem miłosiernym, przebaczającym, radującym się z powrotu marnotrawnego syna.
Ewangelia to dobra nowina, to miłość, to przebaczenie, to szansa rozpoczęcia na nowo zawsze, gdy tylko pada ze strony grzesznika: „zgrzeszyłem”, „wracam”, „nie jestem godzien”. Iluż z nas odnajduje się w tej przypowieści! Czyż nie świadomość, że odszedłem, że zmarnowałem dar Bożej łaski, że sprzeniewierzyłem miłość Boga – przyprowadziła nas dziś do spowiedzi pierwszopiątkowej? Czyż wcześniej nie zastanawialiśmy się nad sobą, czyż nie snuliśmy refleksji na temat własnego życia? Był rachunek sumienia i pokazał nam, że było nam tak dobrze w stanie łaski uświęcającej, w bliskości Boga Ojca! A oto teraz nasza samowola, nasza źle rozumiana wolność, słabość ducha sprawiły, że utraciliśmy ten dar łaski, zmarnowaliśmy go przez grzech.
Ale Ojciec czeka! Ma Serce Miłosierne, cierpliwe, wyglądające nieustannie naszego powrotu. Bóg jest bogaty w miłosierdzie i ta prawda była nadzieją i otuchą dla tak wielu pokoleń ludzi wierzących. Jest i dla nas pewnością, że dla Boga Ojca, dla jego Ojcowskiego Serca nie ma człowieka przekreślonego raz na zawsze, pozostawionego samemu sobie, skazanego na zatracenie. Jest natomiast Ojciec i Jego Serce wzruszające się głęboko, gotowy wziąć w ramiona i zamknąć w nich tego, który zaginął, zabłądził, poranił się w życiu, ale żyje i chce wrócić do domu Ojca. Radość, uczta, bo syn marnotrawny na nowo pokochał, zrozumiał błąd, odwrócił się od grzechu! Czyż w każdy I piątek nie dzieje się dokładnie to samo?
To tutaj czeka na nas w konfesjonale Serce Ojca Miłosiernego. To tutaj On nas wygląda, oczekuje na nas, a gdy powiemy: „Ojcze zgrzeszyłem” – wtedy jest radość rozgrzeszenia, lekkość duszy, w której na nowo zapala się światło łaski uświęcającej, i jest Uczta Eucharystyczna, w czasie której możemy przyjąć Komunię św. A ta z kolei daje nową siłę łaski, by już nie marnować tego, co cenne, by już tak łatwo nie odchodzić z domu Ojca, by nie zapominać, że tylko Jego Serce jest w miłości wierne, cierpliwe, niezawodne!
Słuchając tej przypowieści, pytajmy o to, jakimi są nasze serca? Czy podobne do Serca Ojca Miłosiernego, czy gotowe przebaczyć, przyjąć przeproszenie żony, męża, dziecka, sąsiada? Czy nasze serca cierpliwie czekają, gdy tak daleko oddalił się od nas ktoś nawet nam najbliższy? Czy nasze serca są jak serce marnotrawnego syna – owszem, grzeszne, oddalone, zbuntowane, ale w przypływie Bożej łaski gotowe do refleksji, do zastanowienia się, do powrotu? Czy są pełne skruchy, żalu, czy zdolne są do tego, by wyznać i powiedzieć: zgrzeszyłem, uczyniłem źle, wiem o tym, co straciłem oddalając się od Boga? Czy nasze serce zawsze jest gotowe przyznać się do swojej winy i przyjść po przebaczenie ofiarowywane nam w sakramencie pokuty?
A może nasze serca są jak serce starszego brata, który uważał się za dobrego? On serce miał pełne pretensji, pełne wyrzutów kierowanych w stronę ojca; uważał, że ojcowskie serce zbyt łatwo przebacza. Jego synowskie i braterskie serce nie mogło tego zrozumieć, gdyż tkwiła w nim skaza egoizmu. Wydaje się, że powinniśmy się przyjrzeć zachowaniu drugiego brata, bo jakże często i nam się wydaje, że jesteśmy tak dobrymi w sercu, że jest w naszym życiu tyle modlitwy, tyle pobożnych praktyk i nabożeństw… Jakże jednak często brakuje nam tego, co jest istotą Ewangelii: nie ma przebaczenia, miłosierdzia, radości z odnalezienia zagubionych! Można niestety zapatrzeć się w samego siebie i można się zachwycić sobą i tak bardzo wierzyć w swoją dobroć, że w pewnym momencie każdy marnotrawny człowiek będzie w naszym mniemaniu przeznaczonym tylko na odrzucenie. Ileż razy wierzący, chodzący do kościoła, zamykają drzwi swoich serc przed takimi, którzy chcą powrócić i proszą o przebaczenie… Dziś Ojciec Miłosierny uczy zupełnie innej postawy. Cierpliwie tłumaczy nam, że wszystko, co czynimy dobrze w naszym życiu, jest naszą zasługą i nikt tego nam nigdy nie odbierze, ale trzeba w duchu Ewangelii, w duchu Serca Jezusowego cieszyć się i radować z każdego, który wraca, okazuje skruchę i chce zacząć na nowo. To my, uczestnicząc w tym pierwszopiątkowym spotkaniu, mamy przede wszystkim dać im szansę, uczyć innych takiej postawy i prosić, aby ludzi o sercu miłosiernym było jak najwięcej. To bowiem między innymi jest praktycznym realizowaniem „wyobraźni Miłosierdzia”, o którą tak prosił nas Jan Paweł II.
Amen.
4. Serce Dobrego Pasterza (J 10,11-18)
W dzisiejszej Ewangelii Jezus nazywa się Dobrym Pasterzem. Sam o sobie tak mówi, że On, Pasterz, ma dobre, kochające Serce. A miłość ta posunięta jest do samego końca i polega na tym, że On nawet życie swoje daje za tych, których zna i kocha. Miłość Jezusa przenika do głębi naszych serc. On wie, co dzieje się w naszym wnętrzu; wie, jakie są nasze troski i zmartwienia, zna nasze radości i zwycięstwa. Ponieważ zna i miłuje – Jego Serce gotowe jest do każdej ofiary dla tego, kogo miłuje, bo tylko taką może być prawdziwa miłość.
Dziś, kiedy tak wiele mówi się o miłości, ale mówi się o niej fałszywie i źle, wulgarnie i opacznie, dziś tym bardziej trzeba nam zobaczyć Jezusa, Dobrego Pasterza, który kocha prawdziwie. I piątek miesiąca to ten jeden dzień w miesiącu, kiedy szczególnie możemy tej prawdziwej miłości się przyglądać, uczyć się jej, napełnić się nią tak, aby nasza miłość była coraz bardziej podobna do miłości Jezusowego Serca. I oto miłość Dobrego Pasterza. Miłość zatroskania, Miłość opiekująca się. Miłość zainteresowana tym, kogo się kocha. Pasterz troszczy się, dba o owce, czuje się za nie odpowiedzialny. W opiekę nad stadem wkłada swoje serce, czas, aby jego owcom było dobrze, aby były bezpieczne.
Ten obraz zaczerpnięty z życia ówczesnego środowiska, w jakim działał i nauczał Jezus – my uczestniczący w tej pierwszopiątkowej Mszy św. powinniśmy duchowo zrozumieć. Owcami jesteśmy my, ludzie stworzeni na obraz i podobieństwo Boże, odkupieni przez Jezusa na krzyżu, powołani do świętości, do zbawienia, do przebywania z Nim. On wie, że tylko na tej drodze będziemy szczęśliwi, dlatego troszczy się i czyni wszystko, aby każdy to szczęście osiągnął. Nazywa się więc Dobrym Pasterzem, aby poprzez to podobieństwo uświadomić nam, że nigdy nie jesteśmy sami, że zawsze On troszczy się o nas, szuka nas, wie o wszystkim, czego nam potrzeba, by to duchowe szczęście było pełne.
Jezus ma Serce Dobrego Pasterza, szuka także tych zabłąkanych, stojących z daleka, obojętnych, na których także Mu zależy. Sam mówi, że Jego postawa nie ma nic wspólnego najemnikiem, który często tylko zewnętrznie jest zainteresowany owcą – człowiekiem. Każda trudność, każde niebezpieczeństwo sprawia, że najemnik ucieka, bo nie kocha, tylko spełnia przykry obowiązek. Jezus Dobry Pasterz czyni to inaczej. Broni, ochrania. Jest zainteresowany, bo kocha, miłuje Sercem pełnym dobroci i miłości do powierzonych Mu ludzi.
Pytanie, jakie dziś musimy sobie postawić w ten I piątek miesiąca jest następujące: jakie jest moje serce? Czy przychodząc i słuchając Ewangelii o Dobrym Pasterzu, mam tę świadomość, że we mnie jest Jego dobre serce? Czy mam w sobie tyle troski, tyle zainteresowania innymi jak On – Dobry Pasterz? Dziś, kiedy tyle znieczulicy, kiedy tyle egoizmu, każdy chrześcijanin musi mieć serce zatroskane nie tylko o siebie, ale także o innych. Nie można być najemnikiem w życiu religijnym! Nie można bezdusznie realizować podstawowych obowiązków wypływających z wiary i zasad życia religijnego. Nie można uciekać przed niebezpieczeństwem, zagrożeniem, trudnością. Trzeba jak Dobry Pasterz bronić i ochraniać.
Tak czynili wszyscy Męczennicy, świadcząc własnym życiem, że dosłownie pojęli tę przypowieść o Dobrym Pasterzu. Oni nie byli najemnikami, ale uczniami gotowymi oddać nawet życie za innych, dla Jezusa.
Dziś, gdy jesteśmy na Mszy św. pierwszopiątkowej, tak bardzo trzeba prosić o łaskę dla kapłanów, aby byli Dobrymi Pasterzami, aby ofiarnie żyli dla wiernych, dla parafian. Aby okazywali im serce pasterza, który się troszczy, poszukuje, który gotowy jest na tyle ofiar i poświęceń dla swoich owiec.
Dziś jesteśmy także i w tym celu, aby modlitwą i Komunią św. wynagradzającą zadośćuczynić Bogu za pasterzy, którzy są tylko najemnikami, którzy odeszli, uciekli, gdy tylko pojawiły się trudności. To właśnie my tutaj obecni chcemy postanowić, że w naszej postawie nie będzie krytyki, obmowy…, ale im więcej dochodzi do nas głosów o pasterzach, którzy w żaden sposób nie są podobni do Jezusa, Dobrego Pasterza – to tym bardziej powinniśmy się starać, aby za nich wynagradzać, i tym gorliwiej błagać o Miłosierdzie dla nich.
Ale dziś ważne jest także to, abyśmy i my mieli serca Dobrego Pasterza. Wszyscy jesteśmy członkami jednego Kościoła i wszyscy jesteśmy wzajemnie odpowiedzialni za siebie. To nasze serce, na wzór Serca Dobrego Pasterza, ma być gotowe do ofiarnej służby innym. Ewangelizacja to troska o to, aby wszyscy dzięki gorliwości swego życia religijnego przybliżali się do Jezusa. To troska np. o to, by także innych zaprosić, przypomnieć im o I piątku miesiąca. To troska o tych, którzy odeszli daleko, może nawet z naszej najbliższej Rodziny i są przyczyną naszego zmartwienia, których należy nade wszystko przyprowadzić do Kościoła przez modlitwę i ofiarowaną w ich intencji Komunią św.
Niech Jezus, Dobry Pasterz, niech Jego pełne ofiarności i gorliwości Serce będzie wzorem i zachętą do naszej gorliwości w trosce o tych, z którymi tworzymy jedną wspólnotę Kościoła i parafii.
Amen.
5. Serce źródłem trwania w miłości (J 15,1-8)
Trwać w Jezusie. To przesłanie na dzisiejszy I piątek miesiąca. Jak to zrozumieć? Jezus posługuje się obrazem ze swoich czasów i Jego otoczenia. Opowiada o winnicy, o tym, co widzą jego słuchacze i z czym spotykają się na co dzień. Aby owocowało winne grono, musi czerpać soki z winnego krzewu. Ta prawda zakorzeniona w świecie przyrody ma przełożenie na nasze życie duchowe. Trwanie w Jezusie to zadanie każdego chrześcijanina. Mówiono dawniej o „chodzeniu w obecności Bożej”. Mówiono o „pamięci o obecności Bożej” A dziś można powiedzieć: „Jezus jest moim Bogiem i Panem”!
Prawdą jest to wszystko, co On powiedział, czym żył, co pokazał świadectwem swego życia, a skoro tak, to trwanie w Nim ma być naszym ideałem i naszym stylem życia. Trwać w Nim – to nic innego, jak tylko czerpać z Jego darów łaski! To nic innego, jak codzienna modlitwa, częsta spowiedź św., zjednoczenie z Jezusem w Komunii św. To jest trwanie w Jezusie, w Jego miłości. To zachwyt Jego miłującym Sercem. Jezus tak bardzo chce naszego zjednoczenia z Nim. Początkiem był chrzest św. To wtedy zostaliśmy wszczepieni w Jego Boże życie. Wtedy Boży dar wiary, nadziei i miłości sprawił, że staliśmy się dziećmi Bożymi. To od tego momentu ta sama miłość, która jest w Bożym Sercu, zamieszkała w nas. Tylko od nas zależy teraz, jak ten dar wykorzystamy. Dar delikatny. Dlatego należy dbać o rozwój. Należy – jak słyszeliśmy w przypowieści – uważać, bo latorośl, która usycha, bo nie syci się życiodajnymi sokami winnego krzewu, zostanie wycięta i wyrzucona.
Naszym zadaniem jest owocować. Napełniać się łaską, która jest w Bogu, w Sercu Jezusa. Trwanie w Jezusie to modlitwa, to częsta spowiedź św., to karmienie się Komunią św. Nigdy dosyć o tym sobie przypominać! To jest warunek trwania w Jezusie – winnym krzewie. To jest warunek naszego owocowania dobrem, miłością, życzliwością, serdecznością we wzajemnych relacjach. Bez trwania w Jezusie, bez pamięci o Jego łasce, która jest w nas, bez współpracy z tą łaską nie będzie tego owocu, jaki chce mieć w nas i dzięki nam Jezus.
Dlatego przychodzimy tutaj w I piątek miesiąca, by czerpać, by uczyć się trwania przy Bogu. Przychodzimy, by stanąć u Źródła naszego życia i naszej świętości. U tego Źródła możemy się napełnić tymi wartościami, które nigdy nie pozwolą nam odłączyć się od Jezusa. Jeśli będziemy systematycznie przystępować do spowiedzi, często do Komunii św., to możemy być pewni, że Źródło Bożej łaski będzie nas nieustannie umacniać i zbliżać do tego, który jest Krzewem Winnym.
Ale jest jeszcze jeden wymiar naszej obecności tutaj.
Otóż mogą zaniepokoić nas słowa o latoroślach, które nie przynoszą owoców. Jezus mówi bardzo mocno, że zbiera się je, że wyrzuca, że usychają i że płoną. Czy przynosimy owoce godne Krzewu Winnego, w który zostaliśmy wszczepieni przez chrzest?
Wynagrodzenie, o które prosi nas Serce Jezusa, to modlitwa za tych, którzy owoców nie przynoszą, nie chcą czerpać soków z Winnego Krzewu, jakimi są Boże łaski. Rozumiejąc, co oni tracą, my tym bardziej poprzez naszą gorliwą modlitwę wypraszać mamy im nawrócenie, zrozumienie tej prawdy, że tylko bliskość Boga może tak naprawdę zaspokoić zawsze niespokojne serce człowieka, zanim nie spotka Boga!
I na koniec jeszcze kolejne prawdy, które bardzo podnoszą nas na duchu, dodają nowej nadziei i duchowego optymizmu: Przede wszystkim prawda o tym, że słuchając słowa Jezusowego w czasie Mszy św., w czasie naszej osobistej, prywatnej lektury, my stajemy się czystymi, gotowymi i otwartymi na przyjęcie życiodajnych soków Bożej łaski. Każde pochylenie się nad słowem Bożym to nowa okazja, by zbliżać się do miłości Jezusowej i tą miłością żyć na każdy dzień. Dalej, trwanie w Jezusowej miłości to szansa na to, że każda nasza modlitwa będzie spełniona. Wszystko się nam spełni – tak mówi Jezus. Tak obiecuje.
Obfity owoc, jaki przyniesie nasze życie, będzie na chwałę Boga Ojca. Czyż nie warto więc być uczniem Jezusa? Czyż nie warto poprzez współpracę z łaską Bożą, poprzez trwanie w Jezusie, codziennie przynosić owoc dobra i miłości? Czyż nie jest to istotą naszego chrześcijańskiego powołania? Czyż nie tego właśnie pragnie od nas Najświętsze Serce Jezusa, które tak bardzo ludzi ukochało?
To, co dziś zapoczątkowała nasza spowiedź comiesięczna, co dokona się w czasie tej Mszy św., gdy przyjmować będziemy Komunię św., niech zachęci do trwania, do bliskości z Nim, do zawierzenia Temu, który jest Winnym Krzewem dla nas, latorośli.
Amen.
6. Serce miłujące (J 15,9-17)
Tematem przewodnim dzisiejszej Ewangelii jest miłość. Trzeba nam wiedzieć, że Jezus miłuje nas wszystkich tutaj obecnych taką samą miłością, jaką Bóg Ojciec miłuje Jezusa, swego Jedynego Syna. Miłość ta jest jedyna, trudna do określenia ludzkimi słowami! Jest wielka, nieogarniona, niepojęta. Tak tylko możemy określić tę miłość Ojca do Syna, bo słowa nasze są nieporadne, bo serca nasze nie są zdolne do końca tej miłości Bożej pojąć, zrozumieć. Jeśli możemy wyobrazić sobie idealną miłość matki i ojca do dziecka, idealną miłość małżonków – to ta miłość Boga Ojca jest nieskończenie większa w stosunku do tej znanej nam miłości, do jakiej zdolny jest człowiek. Taką właśnie miłością miłuje Ojciec Syna, a Jezus mówi, że taką właśnie miłością miłuje nas wszystkich. Czyż nie jest to prawda, która powala na kolana? Która każe stanąć w zachwycie nad tą prawdą i za nią dziękować? Ale zachwyt to dopiero początek.
Miłość – mówi Jezus – to nie tylko jakieś nieokreślone uczucie, ale zachowywanie Bożych przykazań. To słowa, które w sposób jedynie właściwy określają znaczenie słowa miłość! Zachowywać przykazania to miłować. Miłość to wierność zasadom, które Bóg ustanowił z miłości dla nas i dla naszego dobra. Miłość bowiem musi się zaznaczać wiernością, zobowiązaniami, ofiarą. Inna miłość, która z tego by chciała zrezygnować, jest fałszywa. Takiej miłości uczymy się w każdy I piątek miesiąca od Jezusowego Serca!
Zachowywanie przykazań – to jest jedyny wyznacznik naszej miłości do Jezusowego Serca! Jeśli górę bierze niewierność, obojętność, lekceważenie przykazań, brak zasad, nieskrępowana wolność w tej dziedzinie – to nie ma prawdziwej miłości. Ta jasność Jezusowej wypowiedzi daje wiele do myślenia. Iluż bowiem ludzi zapewnia o swej miłości słowem, a codzienne życie nie ma nic wspólnego z Bożym prawem i Bożymi przykazaniami. A jaką jest nasza miłość do Jezusa? Pytajmy o to, czy jest ona konsekwentna? Czy słowa nasze są poparte konkretnymi czynami?
Jezus nie tylko wymaga wierności przykazaniom i nie tylko traktuje to jako warunek miłości, ale mówi jasno, że to jest źródłem prawdziwej miłości do Boga i do człowieka. Czy tak to przeżywamy? Miłość wytrwała daje radość, której nikt i nic zastąpić nie potrafi. Warto dla tej radości wiernie wypełniać przykazania i miłować wytrwale. Kolejna prawda, jaka płynie dziś z Jezusowych ust, to ta, że normą naszej miłości winna być Jego miłość. To Jezus jest wzorem prawdziwej miłości. Ta Jego miłość jest miłością aż po krzyż, po ofiarę ze swego życia.
Skoro On tak nas miłuje, to i nasza miłość winna być taką samą, pełną ofiarności, pełną poświęcenia, pełną daru z siebie dla innych. Jezus mówi, że wtedy jesteśmy Jego przyjaciółmi, jeśli czynimy to, co On nam nakazuje, czego naucza, do czego zachęca, czego daje nam przykład.
Czyż za cenę Jego przyjaźni nie warto czynić takich starań? Być Jezusowym przyjacielem to miłować na miarę Jego miłości. A ponieważ ta miara jest nieskończenie wielka – więc przychodzimy dziś tutaj, aby przy Jego Najświętszym Sercu nauczyć się tej miłości i zaczerpnąć siły do takiego miłowania. A jakby tego jeszcze było mało, Jezus kieruje do nas dziś słowa, które zawsze winny nam towarzyszyć. Otóż Bóg i Pan wszelkiego stworzenia nazywa nas już nie sługami, ale przyjaciółmi, choć On nas stworzył, choć on jest Panem naszego życia! On jednak, uważając nas za przyjaciół, otworzył przed nami swe kochające serce i wyjawił to wszystko, co słyszał od Ojca. Dzieli się z nami tajemnicą miłości, jaką Bóg ma do człowieka. Tak bardzo chce, abyśmy wiedzieli i pamiętali o tej prawdzie, że Bóg jest miłością, że z miłości nas stworzył i odkupił, że miłość do człowieka zaprowadziła Jezusa na krzyż. Na koniec podaje nam program życia w miłości: Mamy iść i owoc przynosić. Niech to zadanie będzie postanowieniem, które wyniesiemy dziś z tego pierwszopiątkowego spotkania z Sercem Jezusa.
Nie wystarczy bowiem tylko zachwycić się Jezusową miłością. Źle byłoby, gdybyśmy się tylko chlubili z Jego przyjaźni. To nie wystarczy, że słyszymy i mówimy o Jego miłości... Naszym zadaniem jest owoc przynosić. Owoc miłości, który przynosi codzienne czynienie dobra przez realizowanie tych dobrych uczynków, które znamy przecież doskonale z katechizmu.
Iluż wokół nas ludzi, którzy tej miłości praktycznej potrzebują, wyglądają jej, są jej spragnieni i to bardzo. To mają być dobre uczynki. Może nie tylko te zaspokajające materialne potrzeby innych – choć te są bardzo ważne i potrzebne szczególnie w dzisiejszej sytuacji społecznej, ale może jeszcze bardziej te duchowe. Wydaje się bowiem, że dziś ludzie coraz bardziej potrzebują tych właśnie duchowych darów: poświęconego im czasu, uśmiechu, wysłuchania cierpliwego ich problemów…
Jezus nas wybrał i powołał do takich czynów miłości wzorowanych na Jego miłości. Skoro wybrał i powołał i jeszcze potwierdził, że o cokolwiek będziemy Ojca prosić to nam się spełni, to prośmy dziś o to, aby największe i najważniejsze przykazanie miłości, realizowane w konkretnych okolicznościach naszej codzienności, było owocem naszego każdego pierwszopiątkowego spotkania z Sercem Jezusa!
Amen.
7. Serce proszące za nas Ojca (J 17,20-26)
To było w Wieczerniku, w czasie Ostatniej Wieczerzy. Wśród wszystkich wydarzeń, jakie tam miały miejsce, ważna była również modlitwa Jezusa do Ojca nie tylko za Apostołami, których wybrał i powołał, którym zlecił misje ewangelizowania, głoszenia Dobrej Nowiny na całym świecie, – ale modlitwa za nas. Bo to my właśnie uwierzyliśmy w ich słowa i nasza wiara jest owocem pracy Apostołów.
Jezus modli się o naszą jedność. To warte zauważenia, że w takiej ważnej chwili, w modlitwie, która jest jakby Jezusowym testamentem dla następnych pokoleń jedność, troska o to, aby byli jedno są dla Jezusa tak ważne, tak istotne, jak żadne inne! Ta nasza jedność ma być wzorowana na jedności Ojca i Syna. I co więcej – mówi Jezus – że jedność między wierzącymi w Niego, jedność przychodzących do kościoła na Mszę św., jedność tych, którzy celebrują wszelkie religijne uroczystości niejednokrotnie bardzo tłumnie – ta jedność jest warunkiem naszego autentycznego świadectwa i prawdziwości naszej wiary oraz naszej miłości do Jezusa. Cóż z tego, że bylibyśmy u spowiedzi w każdy I piątek, cóż z tego, że przyjmowalibyśmy Komunię św., jeśli w naszych sercach brakowałoby zgody z najbliższymi, jeśli dominowałyby rozłamy, kłótnia, krzywda wyrządzana innym, egoistyczna troska o własne tylko interesy i sprawy? Mamy być jednością, bo tylko wtedy świat pozna Boga Ojca, posłanego Mesjasza, Jezusa i pozna nas, którzy jesteśmy autentycznymi świadkami Ewangelii głoszonej przez Apostołów. Ta jedność wierzących w Chrystusa, jedność, serc, umysłów, jedność pragnień działań, tęsknot – to warunek, że inni widząc – uwierzą. Jak wiele zależy od nas, od tego czy jesteśmy jedno w Jezusie i między sobą! Inni widząc – uwierzą, ale nie tylko. Bo oto dalej mówi Jezus, że jedność między chrześcijanami sprawi, że poznają inni, że Bóg Ojciec posłał Jezusa, że ta sama miłość, jaka jest w Ojcu, jest także w Chrystusie Jezusie. Zobaczmy, jak wielka odpowiedzialność na nas spoczywa! Każda niezgoda, każdy rozłam, każdy niepokój i każdy brak jedności to ryzyko, że ci, którzy mogliby uwierzyć, którzy mieliby szansę poznać miłość Ojca i Syna, nigdy tego nie doświadczą. A winni będziemy my, jeśli zabraknie nam odpowiedzi na tę modlitwę i prośbę Jezusa z Wieczernika: „aby byli jedno”!
W swej modlitwie Jezus idzie jeszcze dalej. Prosi mianowicie Ojca, aby Apostołowie, aby Ci, których Mu dał Ojciec, byli z Nim, by uczestniczyli w Bożej chwale, w szczęściu nieba, by przez całą wieczność zachwycali się tą wielkością miłości, jaką Ojciec umiłował Syna. Jezus tak bardzo chce podzielić się z nami wszystkimi tym szczęściem miłości, jakim On sam żyje dzięki Ojcu. Umiejmy to dostrzec dziś, rozważając miłość Boga do człowieka uobecnioną w Sercu Bożym, i wzbudźmy w sercach naszą wielką wdzięczność za ten dar. Jak mówi dziś Jezus, to On poznał miłość Ojca, to On przekazał ją Apostołom i nam.
To Jezus tak bardzo chce byśmy poznawali tę miłość coraz bardziej i coraz mocniej nią żyli. To on nadal objawia nam tę tajemnicę miłości, która zamknięta jest w Jego Najświętszym Sercu. A to jedno tylko dla Jezusa jest najważniejsze, by miłość Ojca, jaką Jezus nosi w swym Sercu, była także obecna w nas.
Dziś, gdy czytamy tę Jezusową modlitwę, tę zanoszoną do Ojca prośbę za Apostołów i za nas, musimy nasze serce wypełnić wdzięcznością największą, na jaką nas tylko stać. Ta modlitwa i te prośby zanoszone w tym momencie do Ojca, są darem Bożego Serca dla tych, których do końca On umiłował. Ale musimy pamiętać, że modlitwa ta jest dla nas także wielkim zobowiązaniem. Ona spełni się w naszych sercach, w naszym życiu, ale tylko wtedy, gdy będzie nasza współpraca z Jezusem, który nie tylko się za nas modli, ale chce nas wspierać swą łaską.
Otwarte nasze serce na miłość Boga. Dalej modlitwa i sakramenty, które tę miłość będą pogłębiać. Troska o jedność i pojednanie z najbliższymi, o wnoszenie pokoju we wzajemne relacje międzyludzkie, to jest nasze zadanie, to nasza odpowiedź na Jezusową modlitwę. Jeśli taka będzie nasza współpraca, jeśli z tymi postawieniami wyjdziemy dziś z kościoła, jeśli w kolejnym miesiącu przyjmiemy taką postawę, to modlitwa Jezusa zaowocuje zgodnie z Jego oczekiwaniami. Zaowocuje już tutaj radością z Bożej miłości, która jest w nas, którą żyjemy i która daje nam duchową siłę na co dzień. Zaowocuje także, jak tego chce Serce Jezusa, przebywaniem z Bogiem w chwale nieba. A tam zachwyt Bożą miłością, jaką obdarzył Ojciec Syna i nas, już nigdy nie będzie miał końca.
Amen.
8. Serce przebite włócznią żołnierza (J 19,31-37)
Ewangelia mówiąca o przebitym boku Jezusa prowadzi nas na Kalwarię. Tutaj, bowiem na krzyżu umiera Jezus, oddając swe życie z miłości dla Ojca i dla nas.
To dziś, w ten I piątek czytamy o ostatnich chwilach Jego ziemskiego życia. Czytamy, że zakończyło się ono w momencie, gdy żołnierz włócznią otworzył Mu bok i na znak Jego prawdziwej śmierci wypłynęła z boku Jezusowego krew i woda. Czytając ten tekst Ewangelii, trzeba nam dziś po pierwsze podziękować Jezusowi za dar Jego miłości, aż po śmierć na krzyżu. Sam Jezus bowiem powiedział, że nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. On to uczynił na krzyżu. Uczynił dla nas, dla naszego zbawienia, uczynił to z miłości do Ojca i z miłości do każdego z nas. Całe nasze życie ma być jedną wielką wdzięcznością za ten dowód miłości, przypieczętowany Jezusową śmiercią na krzyżu. Wdzięczność ta nie może pozostać tylko na poziomie naszych uczuć i dobrych postanowień.
Dziś każdy z nas uczestniczących w tej Mszy św., każdy, kto oczyma wyobraźni widzi przebity Jezusowy bok jako symbol miłości posuniętej do granic ostateczności, musi zapytać: a co ja mogę uczynić z miłości dla Jezusa? Do jakich czynów jestem zdolny, widząc tak niepojętą miłość Jezusa do mnie? Czy stać mnie na to, aby przychodząc w każdy I piątek miesiąca do spowiedzi i na Mszę św. wciąż wymagać od siebie więcej ofiary, więcej poświęcenia, więcej miłości, która byłaby dowodem mojej odpowiedzi na miłość Jezusa Chrystusa, który oddał swe życie za nas?
Patrząc na otwarte Serce, na przebity bok, i widząc wypływającą krew i wodę, trzeba nam w następnej kolejności uświadomić sobie, że są to symbole sakramentów, które stoją u podstaw Kościoła. Woda to symbol chrztu św. – pierwszego i najważniejszego sakramentu, a krew to symbol Eucharystii, która jest ucztą miłości. Będąc czcicielami Najświętszego Serca Jezusowego, pytajmy dziś o to, jak wprowadzamy w nasze życie tę treść, jaka płynie ze świadomości przyjęcia tych sakramentów?
Chrzest św. czyni nas dziećmi Bożymi. Zobowiązuje do nieustannego wyrzekania się szatana i wszelkich spraw jego. Umożliwia nam, dzięki łasce Bożej, rozwijanie w sobie wiary, nadziei i miłości. Czy umiemy to docenić? Czy staramy się o to, aby poprzez uczestnictwo w częstej spowiedzi i comiesięcznej Komunii św. pomnażać i pogłębiać to, co otrzymaliśmy w sakramencie chrztu św. – sakramencie, który jest darem Bożego Serca, który wypływa z Jego otwartego boku dla nas?
Chrzest św. sprawia, że możemy do Boga mówić: „Ojcze”, że Jego Ojcowskie Serce zamyka w sobie wszystkie nasze troski, że daje nam swą miłość, rozpoczynając poprzez ten sakrament w nas – życie Boże. Wydaje się, że współcześnie nie umiemy docenić wartości, jaka niesie ze sobą ten sakrament, że nie żyjemy do końca tą treścią, jaka zawarta jest w tym sakramencie. Gdybyśmy bardziej żyli tymi treściami, gdybyśmy byli wdzięczni za ten niepojęty dar, gdybyśmy więcej pracowali nad wzrostem i pomnażaniem tych wartości, gdybyśmy próbowali pójść w głąb tych prawd, nasze życie chrześcijańskie byłoby bardziej konsekwentne i bardziej odpowiedzialne. Wtedy byłoby także świadectwem dla innych, świadectwem tego, co Bóg złożył w nasze serce w tym pierwszym i najważniejszym sakramencie! Szansą, aby tak się stało, są nasze pierwszopiątkowe spotkania, które, zwracając nam uwagę na przebity bok Jezusa, pomagają nam rozwijać w sobie moc sakramentu chrztu św.
Samo przystąpienie do spowiedzi to nic innego, jak tylko powrót do tego stanu łaski, jaki stał się naszym udziałem w czasie chrztu św. A przecież jest i drugi element. Jest pierwszopiątkowa Komunia św. Symbolizuje ją wypływająca krew z boku Jezusowego. Eucharystia, która umacnia, daje pokarm na nasze codzienne pielgrzymowanie po szarych i trudnych drogach życia chrześcijańskiego. Msza św., która nas gromadzi wokół ołtarza, w czasie której Jezus mówi do nas poprzez słowa Pisma Świętego. Eucharystia, w czasie której możemy nakarmić się Jezusowym Ciałem.
Każdy więc, kto staje duchowo na Kalwarii, kto spogląda na przebity bok, z jednej strony ma wyrazić wdzięczność za dar chrztu św. i Eucharystii, a z drugiej – podjąć postanowienie, że tę moc, jaka tkwi w tych sakramentach, będzie pomnażał i rozwijał. To nie kto inny, ale my, często praktykujący spowiedź i Komunię św. mamy życiem swoim potwierdzać, na co dzień, że siłą naszego chrześcijaństwa, naszego życia religijnego są te sakramenty, których symbolem jest według Ojców Kościoła krew i woda wypływająca z przebitego boku Jezusa na krzyżu. Zawsze o tym pamiętajmy, oddając cześć Najświętszemu Sercu Jezusa!
Amen.
9. Serce powołujące i wybierające (Pwt 7,6-11)
Przytoczone dzisiaj słowa ze Starego Testamentu, które wypowiedział Mojżesz, dotyczą każdej i każdego z nas. To nie tylko Izrael, ale my także jesteśmy Bogu poświęceni. Nas wybrał Bóg, abyśmy byli Jego szczególną własnością. Ta prawda musi zachwycać, musi mobilizować do wdzięczności za dar wybrania. Bóg kocha nas, ma dla nas Serce otwarte, pochyla się nad nami od momentu chrztu św. Wtedy to uczynił nas swoją własnością! Według dzisiejszego czytania – własnością szczególną! To jest wyróżnienie, to jest szczególne umiłowanie właśnie nas! Trzeba nam dziś w I piątek miesiąca dziękować za to wybranie i powołanie nas do godności dziecka Bożego!
Patrząc na Serce Jezusa, uświadamiajmy sobie, że to Jego miłość nas wybrała i powołała. Niczym nie zasłużyliśmy na ten wybór, na to wyróżnienie! To On, bez naszej zasługi otwiera dla nas swoje Serce! Niech ta Msza św. będzie dziś okazją do wyrażenia głębokiej wdzięczności za ten nieoceniony dar wybrania i powołania do chrześcijaństwa, do godności dziecka Bożego, do przyjaźni z Jezusem!
Słyszeliśmy także o tym, że Pan nas umiłował! Umiłował i z tej Jego miłości wypływa całe dobro, jakim nas obdarzył. Miłość jest motywem działania Jezusa względem nas i nasze motywy postępowania także powinny być inspirowane miłością do Jezusa. Ta Jezusowa miłość wypełniona jest wiernością. Bóg jest wierny danemu słowu. Była przysięga, że Bóg będzie chronił Izraela, że wyprowadzi go mocną ręką z niewoli egipskiej. I Bóg dotrzymuje słowa, jest wierny. Ta wierność danemu słowu jakże ważna jest w czasach dzisiejszej dewaluacji słowa, braku poczucia odpowiedzialności za daną komuś obietnicę! My słyszymy dziś w czytaniu, że Bóg chce dochować przysięgi, chce być wierny danemu słowu! Skoro tak – to my, chrześcijanie, koniecznie musimy iść tymi samymi śladami! Śladami wierności, konsekwencji, jaka wypływa z danego słowa Bogu i bliźnim! Niech ta wierność danemu słowu będzie także przedmiotem naszego rachunku sumienia. Czy zawsze pamiętamy o tym, że najpiękniejszą cechą naszej miłości do Boga jest wierność? Ileż razy obiecujemy, przyrzekamy, ale brak nam konsekwencji! Jezus uczy, ukazuje, daje dowód, że tylko wiernością można tak naprawdę realizować prawdziwą miłość. Co więcej, Bóg Miłujący domaga się od nas, abyśmy, patrząc na wierność Jego miłości, upodobniali się do Niego!
Prośmy o dar wytrwałości, który pomoże nam, nie tylko wiernie uczestniczyć w I piątkach miesiąca, ale w życiu codziennym wypełniać obietnicę, jaką składamy zawsze przy spowiedzi św. – obietnicę poprawy. Nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego wymaga uznania, że Bóg jest wiernym, że On zawsze wypełnia wiernie swe obietnice. Wymaga naszej wdzięczności za tę wierność! Jakże to ważne i cenne w czasach wypełnionych kłamstwem i słowami bez pokrycia.
Bóg mówi, że jest wiernym, a więc i my także musimy dotrzymywać danego słowa, bez względu na trudności i konsekwencje, jakie wynikają z wierności Bogu. Bóg akcentuje swoją wierność, daje dowody, każe badać historię Jego miłości wiernej! Dziś i nam trzeba się zastanowić i odkryć, że ta wierna miłość Serca Jezusowego względem nas nieustannie towarzyszy nam w naszym życiu. Ileż to razy Jego wierna miłość obdarowywała nas darami różnorodnej łaski! Ileż razy Serce Jezusa czekało na nasze powroty do Niego poprzez spowiedź! On jest wierny, nie potępia, ale wiernie ratuje każdego, z wierną miłości pomaga i wspiera każdego z nas na naszych drogach ziemskiego pielgrzymowania.
Naszą odpowiedzią ma być miłość Boga, przestrzeganie Jego przykazań. To bowiem jest wyrazem naszej wiernej miłości względem Boga. Ta wierna miłość to nasza obecność w kościele w każdy I piątek miesiąca. To nasza gorliwa odpowiedź na wierną Jezusową miłość, to pamięć o tych, którzy zapominają o Bożych przykazaniach i nie realizują prawa miłości Boga i bliźniego. Niech ta comiesięczna obecność na Mszy św., nasze wsłuchiwanie się w Ewangelię o wiernej miłości Boga do człowieka, zachęci nas do tego, by i nasza miłość była miłością wierną.
Wybranie i powołanie nas do życia chrześcijańskiego, pochylenie się Boga nad każdym z nas, świadomość tej prawdy, że jesteśmy szczególną własnością Boga, własnością Serca Jezusowego, niech będzie początkiem naszej wiernej miłości objawiającej się w codziennym, bardzo konkretnym wypełnianiu Bożych przykazań, które zawsze są drogowskazem na naszej drodze i zarazem pewnością, że nasza miłość to nie tylko uczucie, ale dar wierności Bogu, który pewnie prowadzi nas po drogach naszego życia.
Amen.
10. Serce czułe i delikatne (Oz 11,1b. 3-4, 8c-9)
Jeden z najpiękniejszych fragmentów Starego Testamentu został odczytany dzisiaj w ramach pierwszego czytania. Tekst wzruszający, pełen ciepła, dobroci, delikatności. Trzeba wsłuchiwać się w tę treść, gdyż wydaje się, że wielu chrześcijan ma wciąż fałszywy obraz Boga Ojca. Serce Boga jest czułe, delikatne, ojcowskie. Bóg bierze nas na swe ramiona, On troszczy się o nas, jak nikt inny! To On nas zachwyca i pociąga miłością.
Dzisiaj, w I piątek miesiąca, uświadommy sobie i przypomnijmy, jakie dowody Bożej miłości otrzymaliśmy w naszym życiu! Nasze życie to dar Jego miłości. Wszystko to, co w naszym życiu jest dobre, a także nasze doświadczenia, próby wiary naszej – to także dar Jego miłości. Czy tak to umiemy przyjąć? Czy umiemy za to dziękować? Wszystko w naszym życiu mamy dzięki Bożej miłości. Miłości Boga Ojca, miłości Serca Jezusowego! To On schyla się, podnosi nas do swego policzka, karmi nas, jak Najtroskliwszy Ojciec.
Czytając te słowa rozumiemy, że takiego mamy Boga, że Serce Jezusa każdego z nas pociąga do siebie więzami miłości. To jest jedynie prawdziwy obraz Boga. On takim jest od początku dzieła stworzenia aż do dziś i takim będzie zawsze! Wielka nadzieja płynie dla nas z tych słów, bo Serce Jezusa nie będzie potępiać ani zatracać, ale ratować i zbawiać. Pamiętając o tym, zapytajmy o naszą postawę względem innych!
Ileż to razy w naszym sercu pojawia się pragnienie, aby za doznane zło, niewdzięczność odwzajemnić się tym samym! Tak łatwo w naszym sercu zakorzenia się pragnienie zemsty i odwetu. Wydaje się nam tak często, że to jedyna droga, jedyna metoda, aby w tym życiu czegoś dokonać i być kimś. Bóg, Jezusowe Serce, proponuje inną metodę. Pokazuje nam dziś, jakim należy być w relacji z innymi na płaszczyźnie wiary i życia chrześcijańskiego.
Koniecznie pamiętać musimy o dobru, jakiego doświadczamy od Boga Ojca; o dobru, jakim obdarzają nas także nasi bliźni. Ta postawa Ojca, który kocha; ta dobroć, która rozlewa się na wszystkich, ta czułość, delikatność uczucia – to jest przykład i wzór dla naszych zachowań. Słyszymy, że kiedy Bóg widzi naszą niewdzięczność, naszą obojętność, nasze grzeszne zachowania i postawy, ma serce „wzdrygające się” „wybucha płomień Jego gniewu”... Musimy jednak pamiętać, że On jest Bogiem, a nie człowiekiem i nie przychodzi, aby zatracać! Trzeba nam się uczyć takiej postawy. Należy założyć, że i nas spotka wiele zawodów, wiele smutnych sytuacji, a może nawet dramatów, ale skoro wpatrujemy się w Boga Ojca, skoro czcimy Boże Serce pełne miłości i dobroci, to nasze decyzje i nasze postępowanie musi być obiciem i odzwierciedleniem tej Bożej postawy. Troska o innych, delikatność, czuła miłości. Czy my dziś umiemy to jeszcze docenić? Dziś, gdy obowiązuje walka o pozycję, o wiele innych pozornych wartości? Dziś, gdy tylko najsilniejsi, odrzucając wszelkie zasady, coś znaczą w społeczeństwie? Dziś, gdy tylko siła i moc wyznacza pozycje na świecie?
Jeśli uczestniczymy co miesiąc w spotkaniach z Sercem Jezusa, to potem musimy iść i promieniować dobrem, delikatnością uczuć, łagodnością i tymi wartościami, które może lekceważone i wyśmiewane przez współczesny świat nie przemijają, bo ich źródłem jest sam Bóg. O tym przypomina nam dziś prorok Ozeasz. Tylko dobroć, miłość ojca i matki, tylko takie postępowanie może wprowadzić ład w nasze relacje z Bogiem i z ludźmi. Jest pośrodku nas On, Święty. Bóg, a nie człowiek. Miłuje, przebacza, okazuje miłosierdzie. Tuli do policzka, jak matka! Jakże wiele trzeba nam uczyć się od Boga Ojca, od Serca Jezusowego, które jest cnót wszelkich bezdenną głębiną. Dziś szukajmy tej cnoty, która wiąże się z dobrocią, delikatnością, życzliwością, przebaczeniem. Szukamy w Sercu Jezusa. W tym celu przychodzimy do kościoła w każdy I piątek miesiąca. Bóg, który jest dobrym, czułym Ojcem, nauczy nas takiej miłości, która będzie odzwierciedleniem tej opisanej przez proroka Ozeasza.
Amen.
11. Serce wybierające nas dla siebie (Ef 1,3-10)
Dziś zachęca się nas w I czytaniu do uwielbienia Boga w Chrystusie Jezusie. Św. Paweł stwierdza, że to w Nim, w swoim Synu, Bóg nas wybrał jeszcze przed założeniem świata. Warto o tym pomyśleć! Jak wielką jesteśmy wartością dla Boga! Nas, ludzi, wybrał, zanim powstał świat, zanim nastąpiło dzieło stworzenia, nas już wybrał, pokochał swoją miłością. Prawda ta umacnia nas na naszych drogach, gdzie tyle doświadczeń, tyle kłopotów i tyle różnorodnych trudności.
Mówimy i myślimy często, że nie ma w nas żadnej wartości. Jesteśmy przygnębieni naszymi grzechami i słabościami. Lękając się idziemy do spowiedzi, robimy rachunek sumienia, który ukazuje nam naszą słabość. Nie może to jednak nigdy przesłonić w nas tej prawdy, że pomimo naszej małości, to właśnie nas Bóg powołał przed założeniem świata! On kocha bezwarunkowo! Kocha, bo chce naszego szczęścia. Wybrał nas przed założeniem świata, ale – jak słyszymy dalej w czytaniu – wybrał, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. To istota naszego powołania. To zadanie dla każdego chrześcijanina. Być świętym i nieskalanym przed Jego obliczem! Czujemy, jakie to jest trudne powołanie, jakie wielkie zadanie dla nas! Trzeba więc wykorzystać nasze spotkania przy konfesjonale, naszą częstą Komunię św., aby przy pomocy tych Bożych środków zdobywać świętość. A świętość to nic innego, jak tylko życie Boże w nas, to postawa ewangelicznej miłości i służby w każdym dniu naszego życia i w każdym miejscu. Każdy jest powołany do świętości, bo to zadanie nie tylko dla zakonników czy kapłanów – to powołanie każdego wierzącego w Chrystusa! To my musimy stawiać sobie takie wysokie wymagania; dążyć do świętości, która nas do Niego upodobni. Czytamy bowiem dziś, że to z miłości stajemy się przybranymi dziećmi Boga. Bóg nas niejako adoptuje. On obdarza nas taką godnością w Jezusie, swoim Jedynym Synu.
To wybranie i to powołanie do świętości, to obdarowanie nas tą godnością ma służyć naszemu szczęściu, bo tego chce Bóg, bo On nas obdarzył takim darem, taką łaską w umiłowanym Synu Jezusie Chrystusie. I nie tylko to. Także darem Jego miłości, Jego wybrania i powołania jest odkupienie, odpuszczenie naszych grzechów. Daru tego dokonała Jezusowa krew, źródło bogactwa Jego łaski. To właśnie z Jezusowego boku – jak pamiętamy – wypływają krew i woda i dlatego to tak ważne, by w I piątek miesiąca przyjąć ten dar Boga. By prosić serdecznie, aby ta krew obmyła nie tylko nas tutaj obecnych, ale również, by była źródłem obmycia z grzechów także dla tych obojętnych, którzy nie chcą słyszeć o tym, że są powołani do świętości.
Nie tylko powinniśmy zadbać o naszą osobistą świętość, ale poprzez naszą postawę, nasze świadectwo życia, mamy innych do Boga przyprowadzić. Aby i oni mogli doznać obmycia z grzechów i ubogacenia Jego łaską. To Bóg pragnie na nowo zjednoczyć nas wszystkich w Jezusie. Pragnie, aby to On był naszą Głową. Pragnienie, które ma być zobowiązaniem, postanowieniem, programem na kolejny miesiąc naszego duchowego wzrostu. On, Jezus, naszą Głową, początkiem wszelkich pragnień, myśli, czynów, decyzji. On na pierwszym miejscu. On Królem i Panem naszego serca! Od Niego ma się wszystko rozpoczynać. On ma być Panem naszego całego życia i w jedności z Nim mamy realizować naszą codzienność. To jedyna droga, na której możemy być pewni, że nasze trudne powołanie do świętości, do doskonałości, o którym była mowa na samym początku, będzie wspierana Jego pomocą i łaską. To On obdarzy nas i mądrością, i zrozumieniem wszystkiego, co trudne, tajemnicze dla nas, czego nie potrafimy sobie sami wytłumaczyć i wyjaśnić. A sami wiemy, ile takich sytuacji jest w naszym życiu! On Głową, On Początkiem wszystkiego! On, od początku dnia aż po jego koniec. On w naszym życiu, od łaski chrztu św. aż po śmierć! Taka nasza postawa sprawi, że życiowe powołanie do świętości wypełnimy na miarę Jezusowych pragnień.
Amen.
12. Serce kochające jako pierwsze (1 J 4,7-16)
Św. Jan Ewangelista tak wiele mówi nam w swoich pismach o miłości. To w jego Ewangelii i w jego Listach temat ten spotykany jest niemal na każdym kroku. Dziś na początku podaje św. Jan wspaniałą definicję Boga. Określa Jego istotę w sposób tak genialny, jak nikt inny tego wcześniej i później nie uczynił. Mówi: „Bóg jest miłością”
Konsekwencje tego określenia są jasne i konkretne. Źródłem wszelkiej miłości jest Bóg. Z Boga wypływa ta umiejętność, ta moc i ta chęć, która każe czynić dobro, pomagać innym, być bezinteresownym… Symbolem tej miłości Boga jest Jego Najświętsze Serce – dobroci i miłości pełne, jak mówimy w litanii. Skoro tak, to nasze zadanie jest jasne: „miłujmy się wzajemnie”. Nie można postępować inaczej, skoro jesteśmy dziećmi Boga, skoro z Serca Jezusowego wypływa miłość i skoro doświadczamy tej miłości w sakramencie pojednania poprzez rozgrzeszenie i w Komunii św. Jedynie sensowne zachowanie umiłowanego to odwzajemnić miłość. Tym bardziej, że według św. Jana to jakby nasz dowód osobisty. „Kto miłuje narodził się z Boga i zna Boga”.
Wiedziały o tym pierwsze gminy chrześcijańskie i tą miłością dawały świadectwo swej autentycznej postawy. Tym zachwycali innych. To przekonywało do wiary. Obserwujący ich mówili: „patrzcie, jak oni się miłują”. Znali Boga, narodzili się przez chrzest św. z Boga, mieli życie Boże w sobie, gromadzili się na łamaniu chleba. Nie mogli postępować inaczej. Czymś oczywistym dla nich była wzajemna miłość bliźniego, wzajemne wspieranie się, pochylanie się nad najbardziej potrzebującymi. Nie mogli inaczej postępować, bo Bóg jest miłością.
Głębię tej miłości Boga opisuje nam św. Jan w dalszym ciągu czytanego dziś Listu. Otóż z miłości dla nas Bóg daje nam Syna swego. Daje abyśmy życie mieli, aby On poprzez śmierć na krzyżu dał nam odkupienie, czyli uwolnienie od grzechu pierworodnego. Dar miłości Ojca, tak wielki dar, że okupiony śmiercią Jedynego Syna. Za nasze życie – Jego śmierć! A ta miłość Ojca jest uprzedzająca. On nas pierwszy umiłował – i to grzesznych, oddalonych od źródła miłości. On, Ojciec, ofiaruje swego Syna Jedynego jako ofiarę za nasze grzechy.
Jak bardzo Bóg kocha skoro daje taki dar? Jak wielkie było zło grzechu, skoro dla przebłagania potrzebna była śmierć Jedynego Syna! Te prawdy muszą być treścią naszej modlitwy, naszej refleksji dziś, kiedy przychodzimy, aby odczytywać tajemnicę Bożej miłości. Św. Jan jasno i klarownie wyjaśnia nam całą tę tajemnicę. I co więcej podpowiada nam naszą odpowiedź. Tą odpowiedzią jest wzajemna miłość. Miłość w naszych rodzinach, miejscach pracy, nauki, studiów, w sąsiedztwie. Wszędzie gdzie tylko się znajdziemy jako wyznawcy Jezusa Chrystusa i czciciele Serca Jezusowego. To miłość sprawia, że inni, patrząc na nas, zobaczą Boga samego, który jest miłością. Inaczej bowiem Boga nikt nie może zobaczyć, jak tylko poprzez miłość, która jest przejawem obecności Boga w naszym sercu. Bóg jest duchem. Nie można Go zobaczyć. Tylko czyny miłości wskażą innym, że On żyje w nas, że działa poprzez łaskę uświęcającą. I oto widzimy, po co I piątki, po co częsta spowiedź i Komunia św. To w tym celu, by Bóg żył w naszym wnętrzu przez łaskę, aby każdy z nas, wychodząc, miał siłę do praktycznego realizowania miłości bliźniego. To nie kto inny, ale my, wiernie uczestniczący w tym nabożeństwie, praktykowanym w Kościele przez wieki, możemy powiedzieć, że poznaliśmy i uwierzyliśmy miłości, jaką Bóg ma ku nam! Skoro poznaliśmy, ukazujmy ją innym! Skoro uwierzyliśmy tej miłości, to świadectwem życia, postawą ewangeliczną starajmy się o to, by uwierzyli w nią także inni.
Dziś tak bardzo ludzkości potrzebni są Ci, którzy sami przekonani o tym, że Bóg jest miłością, pójdą i będą świadczyć o tej wielkiej miłości Ojca, który dał swego Syna, aby tylko człowiek mógł nadal kochać i być szczęśliwym z Bogiem w sercu, a potem w wieczności. Jeśli na co dzień będziemy żyli miłością, to Bóg będzie w nas żywym i obecnym. On wypełniał będzie nasze serce. Każdy nasz krok, każda myśl będzie wtedy zawsze owocem obecności Boga w nas i stanie się czynem miłości.
To Serce Jezusa jest gorejącym ogniskiem miłości. W Jezusowym Sercu jest zamknięta i uobecniona prawda o miłości Boga do człowieka. Miłość ta w każdym miesiącu rozważana w czasie naszych pierwszopiątkowych spotkań napełnia wdzięcznością do Ojca, bo On nas umiłował, bo On jest miłością, bo On dał Syna swego na ofiarę za nasze grzechy. Napełnia także serca nasze gorącą prośbą o to, abyśmy miłowali się wzajemną miłością, bo tylko ona jest dowodem na autentyczność naszej wiary i naszego życia Bogiem na co dzień.
Nie deklaracje bowiem, nie słowa, ale czyny miłości przekonać mogą innych o tym, że rzeczywiście wierzymy w Boga, który jest miłością. Czyny konkretnej miłości będą przemawiać za autentycznością naszych nabożeństw, naszej pobożności, naszego częstego korzystania z sakramentów świętych. Bez miłości wszystko to byłoby tylko zewnętrzną praktyką pobożności. Prawdziwa miłość do Boga, prowadzi do wzajemnej miłości bliźniego, nawet nieprzyjaciela. Bo Bóg jest miłością i nie ma piękniejszego stwierdzenia w całym Piśmie Świętym nad to! I nie ma bardziej zobowiązującego od tego!
Amen.