Ojciec Dehon podróżnik szukający miłości Bożej
Konferencja wygłoszona w Neapolu 14 marca 2004 r.
Wprowadzenie
W tej konferencji skorzystam z doświadczenia pierwszych Apostołów, zwłaszcza św. Pawła, tak jak zostało ona przedstawione przez „Dzieje Apostolskie”, książkę, która opowiada o długiej podróży, co więcej o całej serii podróży. To pielgrzymowanie odbywało się w oparciu o dokładne wytyczne geograficzne, po głównej linii prowadzącej od Jerozolimy do Rzymu. Te regiony geograficzne zostały wytyczone według linii podróży niematerialnej, przechodzącej przez regiony Ducha Świętego, przez głębokości Boże.
Św. Paweł, w swym sławnym przemówienia w Atenach na Areopagu (Dzieje Apostolskie 17,22-34) podkreśla ustawiczne krzyżowanie się dróg, którego doświadcza człowiek w życiu historycznym swej egzystencjalnej podróży i podróży do Boga; Ale stwierdza, że prawdziwa, doniosła przygoda człowieka jest przygodą, która prowadzi do szukania spotkania się z Bogiem. – On, Paweł, pragnął zaszczepić Kościół w Rzymie, lecz ileż odbył podróży, ileż wygłosił przemówień, przeżył aresztowań i wyroków, ażeby tam wreszcie przybyć! W końcu przybywa do Rzymu, lecz jako przestępca, który miał być oddany pod sąd rzymskiego trybunału. Nigdy nie myślał o tym wszystkim w projekcie swej działalności! Ileż wiary potrzebował, aby dostrzec w tych smutnych przygodach działanie Boga, który nim kierował.
Współczesny człowiek
Również historia wielkich „wędrowników”, o wiele starsza od „Dziejów Apostolskich”, włącza się w kanwę szerszej historii, która za bohaterów ma całą ludzkość… Ograniczę się na tym polu do literatury: przypomnę na przykład podróż mityczną odnotowaną w historii: od Ulissesa Homera (mit sięgający 1200 roku przed Chrystusem) do Ulissesa Jamesa Joice z 1922 roku (historia przetłumaczona dopiero w 1960 roku, z powodu utrzymywania, że zawierała treści pornograficzne).
Wyjeżdżać, wędrować, pokonywać odległości, zapuszczać się w nowy świat i między nowych ludów, odnajdywać to, co wydawało się zagubione… to momenty różne od jedynego celu życia, jaki przyświecał O. Leonowi Dehonowi i chciałbym, by wniosły one nieco światła również i w nasze życie.
Każda podróż nabiera swoistego, szczególnego charakteru: niekiedy samo przedstawienie podróży zawiera w sobie jakąś wielką metaforę. Teologowie i księża, na przykład, widzieli dojrzewanie w wierze w podróżach pełnych przygód połączonych z szukaniem Boga, który dałby odpowiedź na osobiste pytania człowieka. Nadali temu doświadczeniu nazwę „pielgrzymowania wiary”. Przede wszystkim jest rzeczą konieczną, aby człowiek zdecydował rozpocząć tę podróż pełną niepokojów; aby wytyczył sobie ideał, którego celem byłby Bóg i Jego plany w stosunku do człowieka. Jedynie w ten sposób doświadczenie życiowe będzie okazją do rozwiązania wielu problemów życiowych, od których zależy sens czy bezsens swojego życia.
Uderzyła mnie poezja piętnastoletniej dziewczyny:
„Wyjechać, ale gdzie? Nie wiem. – Dlaczego? Też tego nie wiem – Ale wyjechać, tak.
Udać się gdzieś daleko, daleko stąd, aby zrozumieć inne rzeczy i inne osoby.
A więc wyjadę”.
Wielu sławnych ludzi minionego co dopiero wieku, odznaczało się młodzieńczym marzeniem tej dziewczyny: szukanie „jakiegoś niewinnego kraju” – jak to nazwał poeta Giuseppe Ungaretti. Myślę o wielkim eksodusie, jaki miał miejsce 70 lat temu w Paryżu, z miasta, które aż do tych lat było uważane za idealne dla życia pełnego sensu. Ale w latach trzydziestych Artaud, Gide, Argon, Michaux, Malraux, Levi-Strauss, Celine i tylu innych opuścili to miasto, porwani urokiem bezkresnych terenów Afryki czy tajemniczego Wschodu. Natomiast wielu artystów i literatów pozostało, byli co prawda kuszeni do przeżycia przygód, ale byli już „przyzwyczajeni” do tego swojego środowiska, chociaż nie ofiarowało ono im już natchnienia, chyba jako „niezrealizowanych podróżników”. Zostali z racji, których sami nie potrafili wyjaśnić. Również ten „brak wyboru” uważali za godny odpowiedzenia.
W obecnym czasie jesteśmy przyzwyczajeni do podróży, ale są to podróże często organizowane przez innych (np. przez agencje turystyczne czy inne, zatroskane o to, by zapewnić klientowi jak najwięcej emocji, za które płaci on pieniądze). I to programowanie zależne od obcych nam ludzi, pozbawia nas radości dawania osobistej odpowiedzi na głębokie pragnie odkrywania nowego świata, nowego życia. Człowiek dzisiejszy nazywa te podróże „wakacjami” (feriami), lecz mimo to są one podobne do „dni pozwolenia opuszczenia więzienia”. Trzeba odnotować jedną ciekawostkę: według zwyczajów średniowiecznych istniały natomiast „ferie infernali – ferie od piekła”, czyli pewien okres roku, w którym skazanym na kary więzienia, kary te zostawały zmniejszone (nie było to sprecyzowane, czy zmniejszenie tych kar było powodowane litością dla karanych czy też aby dać okres wypoczynku tym, którzy ich torturowali!).
Podróż, w której o. Leon Dehon doświadcza Boga
Pierwszy okres: 1843-1871
Poprzez to mówienie o podróży, chciałem dojść do doświadczenie Boga jakiego doznał o. Dehon: do tej pięknej postaci „niestrudzonego wędrownika”, dobrego naszego charyzmatycznego ojca, naszego życia wiary i założyciela naszego Zgromadzenia. Posłużyłem się słowami „dobry ojciec” nie tylko z racji mojej głębokiej miłości synowskiej, ale podjąłem wyrażenie z jakim się do niego zwracali robotnicy z zakładów Val de Bois: „le tres bon pere”!
Pierwszy okres jego życia rozpoczęty od jego narodzin, aż po zdobycie dyplomu z prawa, ciągnący się do pierwszych podróży do Ziemi Świętej, do seminarium Św. Klary w Rzymie, do święceń kapłańskich, do nadzwyczajnego doświadczenia stenografa I Soboru Watykańskiego (1869). Około 30 lat życia, w których rozwija się jako dziecko, jako dorastający młodzieniec, jako młody człowiek jak najbardziej normalny, który ma szczęście spotkać zdolnych i pełnych miłości wychowawców; który ukazuje przeciwieństwa, na przykład między swoim życiem wiary i a życiem swego brata Henryka.
Jego matka, Adela Stefania Vandelet, nazywana w rodzinie Fanny, była kobietą o łagodnym i pobożnym charakterze. Pozostawi niezatarty ślad w formacji Leona. Z ojca, Juliusza Aleksandra, hodowcy i handlarza rasowych koni, przejmie miłość do godności i do sprawiedliwości. Ojciec jednak jest niewierzący i nastawienia antyklerykalnego: Leon bardzo przez to cierpiał. Ale ujrzy go klęczącego i przyjmującego Komunię św. ze swoich rąk w dniu swoich prymicji (20 grudnia 1868). W latach 1855-1859 Leon był konwiktorem kolegium w Hazebrouck i miał wychowawców, którzy wywarli na jego życie wielki wpływ: z niektórymi zachowa ścisły kontakt przez całe swoje życie. W roku 1859, po zapisaniu się na kurs dyplomowy prawniczy w Paryżu, odkryje piękno opieki nad ubogimi, poprzez „Konferencje Świętego Wincentego” organizowane przez Fryderyka Ozanama. Odwiedzanie ubogich podnoszą go na duchu i pozwalają mu przeżywać godziny szczęścia, ale również przeżywać momenty mniej przyjemne, jak spotkanie z pewną panią, która nie akceptowała, ażeby ten panicz, Leon Dehon (a że był „paniczem” wskazywał na to jego ubiór!) wychodził na poddasza, aby udzielać pomocy i pocieszenia dwóm staruszkom. Pewnego dnia zapytano go: „Leonie, czy zniechęciłeś się?”. Padła odpowiedź: „Nawet o tym nie pomyślałem!”.
Dla Leona, podróżnika po świecie w szukaniu Boga, utworzyła się dobra ekipa – agencja podróży: do niej należała matka, częściowo ojciec, wychowawcy z Hazebrouck i z Paryża. Leon zachowa wielką wdzięczność dla wszystkich, ale miejsce uprzywilejowane zachowa dla swojej matki. „Moja matka była dla mnie największym darem Boga i narzędziem tysięcy łask. Jakąż wilką godność życia posiada, jakąż wiarę, i jakież miała serce!” (NHV I-3, 1-4).
Jest rzeczą interesującą podkreślić, że Leona Dehona z matką łączył jakby pewien rodzaj duchowej więzi, które łączy dziecko z matką w jej łonie. Na przykład pierwsze oratorium dla chłopców w Saint-Quentin będzie nazwane Oratorium św. Józefa, jak Dzieło założone w La Capelle przez panią Fanny. Byłoby również interesujące prześledzenie wyboru modlitw, jakie o. Dehon pozostawił w dziedzictwie Sercanom; znalazłoby się, że ich początek i podobieństwo ma wielkie styczne z „Podręcznikiem do Modlitwy” Św. Zofii Barat, z którego modliła się pani Fanny. Możemy zatem zaryzykować pytanie: czy wychowawcy młodego Dehona tworzyli jakby rodzaj „duchowej agencji podróży”, która faktycznie kierowała nim w jego „pielgrzymowaniu” do Boga? Myślę, że tak, ale jest rzeczą pewną, że wewnętrznym natchnieniem było kierownictwo Ducha Świętego, które czuwało nad tą agencją. Leon Dehon staje się coraz bardziej człowiekiem duchowym, który programuje i działa pod wpływem Boga! Z drugiej strony jego podróż miała niezwykłe etapy jak dla kapłana tej epoki: spotkanie z robotnikami, z ubogimi i z ich dziećmi, tego agencja nie mogła przewidzieć.
Pewien grecki filozof stwierdził: „Ile razy wszedłem między ludzi, powróciłem do domu mniejszym człowiekiem!”. Słowo Boże głosi coś przeciwnego: „Ja, Mądrość, wyszłam od Boga… i moją radość znajduję przy synach ludzkich” (Prz 8,22-31). W „Zapiskach nad Historią mojego Życia” o. Dehon napisał, odnosząc się do lat formacji naukowej: „Podobały mi się studia ekonomii społecznej i polityki” (NHV 160, 3,36) i jeszcze nawiązując do okresu seminaryjnego „Niektóre kwestie opanowały mojego ducha: nauczanie, głoszenie kazań, zaangażowanie społeczne!” (NHV 26,3/172).
Jego wychowawców, wziętych razem, niech mi będzie wolno określić jako „agencję podróży”. Skłonili go oni do wspaniałej przygody odkrycia Miłości Boga, lecz Duch Święty, poprzez etapy tej podróży, poprzez spotkania z ubogimi ludźmi, pozwoli mu odkryć Miłość-Miłosierną Boga, wcieloną w Serce Jezusa. W życiu o. Dehona jawi się powtarzające doświadczenie: kiedy pielgrzymuje do Boga, który prowadzi go do etapu spotkania z potrzebami człowieka, nigdy się nie cofa: z pasją poświęca się podniesieniu i promocji człowieka. Wkrótce potem w swoim dzienniczku zanotuje duchowy wstrząs: lęk, że ten etap życia spowoduje zagubienie ostatecznego celu podróży. Wypływa z tego jego niezadowolenie i wyrzut sumienia: „Praca pochłania zbyt wiele moich energii… Muszę poświęcić więcej czasu na modlitwę:”. Jest to troska robotnika, żeby pracować usilnie, ale przy tym konfrontując swoją pracę z projektem inżyniera! Również przesada w apostolstwie, umiłowanie ludzkiego etapu podróży ku Bogu, mogłoby obniżyć „stan zawodowy”: od wysłania Bożego do filantropii, albo co gorsze, do interesownego działacza społecznego! Interes! Prorok tych czasów, Don Prima Mazzolari, stosował bardzo surowe wyrażenia na temat wykorzystujących ubogich. Wychodzi od ewangelicznego opowiadania o Zacheuszu: „Ubodzy są wszędzie i mają oblicze Chrystusa… można wspiąć się na drzewo sykomory, aby zobaczyć przechodzącego Chrystusa, lecz nie na barki biednych ludzi, jak to czynią niektórzy, by osiągnąć wielkość, której się nie ma.
W 1859 roku Leon Dehon jest w Paryżu, by uczęszczać na prawniczy kurs dyplomowy. Staje się członkiem „Konferencji Św. Wincentego” Fryderyka Ozanama. Ozanam zmarł zaledwie 6 lat temu. Ozanamowi zawdzięcza się powiedzenie, którego często będzie używał o. Dehon: „Wyjdźcie z zakrystii: idźmy do ludu!”. (Jest to powtórzenie powiedzenia „Idźmy do barbarzyńców” papieża Anastazego II - 496-498 - w momencie uznania Teodoryka królem Włoch). W Paryżu młody Dehon poznał również rektora Sorbony, prałata Henry Louisa Charlesa Mareta (1805-1884), inspiratora kościelnej polityki Napoleona III, który zachęcał francuski kler do zdobycia większej autonomii od Stolicy Świętej (do tak zwanego „gallikanizmu!”). O. Dehon spotka go na I Soborze Watykańskim jak zdecydowanego przeciwnika nieomylności papieskiej.
21 kwietnia 1864 roku Leon Dehon (ma 21 lat), jest doktorem z prawa. Lecz dojrzało w nim powołanie kapłańskie. Ojciec, przeciwny jego pragnieniu, sfinansował jako nagrodę, podróż do Ziemi Świętej. W Jerozolimie Leon umocnił się w swej decyzji i rozpoczął swoją długą podróż do Rzymu.
25 października 1865 roku przybywa do francuskiego Seminarium Św. Klary w Rzymie. „Logika mojego ducha – napisał – mówiła mi, że woda jest bardziej czysta u źródeł niż w samym potoku… doktrynę i pobożność zdobywa się łatwiej i pełniej w Centrum Kościoła!” (NHV II, 66r-66v). Plan podróży doprowadził go do Rzymu i w Rzymie zacznie iść po drodze odkrycia Miłości Boga. Jego kierownikiem jest ks. Freud, kierownik duchowy seminarzystów Św. Klary.
Ukończy swoje studia w Rzymie osiągając trzy doktoraty: z filozofii, z teologii i z prawa kanonicznego, do tego dołączyć trzeba doktorat z prawa świeckiego zdobyty w Paryżu.
19 grudnia 1868 został wyświęcony na kapłana w Rzymie. Od marca 1869 roku rozpoczyna, zawsze w Rzymie, inne ważne zadanie: został wybrany jako jeden z 23 stenografów I Soboru Watykańskiego, który otworzył papież Pius IX 8 grudnia: do tego zadania musiał się przygotować!
Drugi okres (1871-1891) „Ty wikariuszem?”
Był to przypadek niesłychany: że po 4 doktoratach i uczestnictwie (mając lat 26) w Soborze, ks. Leon Dehon został mianowany „7. wikariuszem w Saint-Quentin”! Jego przyjaciele otworzyli szeroko oczy; ksiądz D`Alzon, proponował mu katedrę na uniwersytecie w Lille… Lecz Saint-Quentin będzie podstawowym etapem życia o. Dehona. W swojej podróży odkrywania Boga, odkrywa ubogiego człowieka i krzywdzonego robotnika. Nie ogranicza się do odwiedzenia ubogiego zanosząc mu małe prezenty (jak to czynił będąc członkiem „Konferencji Św. Wincentego” Paryżu). Nie: tym razem żyje w tej sam strefie codziennych wydarzeń, wplecionych w jego życie w stały sposób.
Pragnę przekazać wam pewne osobiste doświadczenie. Od lat szukałem genezy słowa „MIŁOSIERDZIE”, ażeby nadać pełniejsze znaczenie wyrażeniu „Bóg Miłosierny” i zadaniu Sercanów bycia „apostołami miłości i sługami pojednania”, które ostatnio również kard. Renato R. Martino, zechciał im nadać (por. Messis, 2/2004 s. 7).
Dla mnie słowo „miłosierny” trąciło pychą, snobizmem: zwłaszcza, gdy przypisywane było człowiekowi. Chodziło o odkrycie punktu odniesienia do o. Dehona, który używał tego słowa nie tylko w działaniu, lecz również gdy pisał o ubogich robotnikach.
Ostatnio odkryłem reportaż z jednego Zjazdu, któremu przewodniczył dwa lata temu jeden z wielkich uczonych i proroków naszej epoki, bp. Ivana Iglic. Kilka miesięcy przed swoją śmiercią w Oakland, w Kalifornii, zaproponował swym słuchaczom studium na temat „Gościnność i Cierpienie”.
Człowiek ten posiadał wiele doktoratów: z historii, z teologii, z ekonomii, z socjologii i językoznawstwa, ale przede wszystkim był człowiekiem prawdziwie wierzącym. Występował publicznie z piękną swoją twarzą, niestety obciążony ciężką chorobą nowotworową. Mówiąc o cierpieniu, o „współczuciu” i „miłosierdziu” przedstawił ich znaczenie semiotyczne. Pierwotnym biblijnym terminem na oznaczenie miłosierdzia – powiedział – jest „RAHUM”, słowo hebrajskie, które odnosi się do żeńskiego łona i do tego, co w nim zachodzi kiedy jest podniecone miłością. Ewangelista Łukasz (15, 11-32) opowiadając o powrocie syna marnotrawnego, w wierszu 20 przypisuje tę reakcję fizjologiczną właściwą kobiecie (matce, narzeczonej czy małżonce) ojcu tego młodzieńca: „wzruszył się głęboko”. Tłumacze greccy - komentuje bp Iglic – oddali tę postawę słowem „eleos” czy również „eleomosyne” przetłumaczonym na język łaciński słowem „misericordia – miłosierdzie”; ale tym sposobem usunięto ze słowo oryginalnego jego znaczenie cielesne i pełne uczucia. I tym sposobem po łacinie RAHUM staje się „misericordia, pietas”, aby uniknąć tego, co Platon i Arystoteles uważali za wadę: namiętność moralną. Następnie „pietas” została zastąpiona przez chrześcijan słowem „poena”, uczucie, którego określenia używa się w stosunku do cierpień ludzkiego ciała i cierpień Chrystusa (bp Illic).
W ten sposób zrozumiałem lepiej wewnętrzną sytuację o. Deona. Od 1871 do 1897 roku jego duchowość doskonali się, w kontakcie z Bogiem i z ubogimi: od uczucia matki zmuszonej do bycia świadkiem cierpień swego dziecka (stąd robotnicy z Val de Bois nazywali go „le Tres bon pere”) do zbliżenia cierpień Ukrzyżowanego Chrystusa do cierpień ubogich. Stąd o. Dehon mógł stwierdzić: „Wynagradzać za zniewagi wyrządzane Chrystusowi oznacza przede wszystkim przywrócenie sprawiedliwości w społeczności”!
Jakże było głębokie jego pielgrzymowanie do Boga i wstrząsające etapy tego pielgrzymowania pośród ludzi! Dla niego nabrało wielkiego znaczenie wezwanie biblijne: „Przyobleczcie się we wnętrze miłosierdzia Bożego”.
Ale powróćmy do naszego tematu.
7 listopada 1971 roku Leon Dehon przybywa do Saint-Quentin, aby pełnić funkcję siódmego wikariusza w parafii liczącej 30 tysięcy mieszkańców. Spotyka się po raz pierwszy z archiprezbiterem Don Gobaille i sześcioma wikariuszami: wszyscy oddani są modlitwie i spełniają tradycyjną działalność parafialną: msza, spowiedzi, udzielanie sakramentów, pogrzeby… Odczuwa rozczarowanie stwierdzając, że nie istnieją relacje poza-urzędowe z ludźmi. Dwa tygodnie po swoim przybyciu do Saint-Quentin napisał: „W Saint-Quentin brak jest jako środków działania kościelnego kolegium, oratorium i dziennika” (NHV IX, 82, 5, 91). Zaczyna działać: w stylu pełnym godności, kultury i praktyczności odziedziczonych po swoich rodzicach, rozpoczyna pracę w oratorium i zakłada „Stowarzyszenie Św. Józefa”! Zaczyna gromadzić chłopców w swoim pokoju (marzec 1871); w lipcu ma już 50 chłopców, a we wrześniu 150… W niecałe dwa lata jest ich już 206! Wtedy o. Dehon zbiera ich w każdą niedzielę, na cały dzień na dziedzińcu pana Julien. Prosi również swoich bliskich o pomoc finansową, aby wybudować lokale i struktury dla obchodzenia świąt, dla działalności sportowej i… utworzenia orkiestry! Ten niemający jeszcze trzydziestu lat młody kapłan, myśli, że będzie mógł zmienić społeczność. Jego działalność charakteryzują trzy podstawowe elementy:
- konieczność wyprowadzenia chłopców z wiejskiego, fatalistycznego środowiska Saint-Quentin;
- wzbudzić umiłowanie dla życia wspólnotowego i pragnienie odkryć wśród chłopców przyszłych towarzyszy jego pielgrzymowania dla odkrywania Boga;
- wyrobić wytrwałość i praktyczne działanie w środowisku, które w przeważającej części jest obojętne pod względem religijnym i charakteryzuje się antyklerykalizmem.
Stowarzyszenie Św. Józefa zostało przemienione w „patronat” posiadający nowe lokale i wychowawców; chłopcy mogli zabawiać się grami, uprawiać sport, korzystać z biblioteki i pożyczać sobie książki… Dla większych chłopców i dla młodzieży utworzył „Koło Św. Józefa”, które szybko stało się znane w diecezji i we Francji.
Potem (15 sierpnia 1877) założył Kolegium Św. Jana, które pozwoliło chłopcom kontynuowanie studiów wyższych. Doznał oczywiście wiele radości, lecz… ileż rozczarowań z powodu szerzącego się antyklerykalizmu! Ks. Alfons Rasset, w kilka lat później, stanie się asystentem o. Dehona zarządzie Sercanami. Również i on poświadczył, że jeszcze w latach 1880 w diecezji Soissons było wielu antyklerykałów i ludzi obojętnych wobec wiary! Z drugiej strony wiemy, że w Saint-Quentin jedynie 3 mieszkańców na 700 uczęszczało zawsze do kościoła w niedzielę. Ale o. Dehon z cierpliwością przygotował również w lokalach Kolegium „Koło Św. Józefa”. Dzieci zamożnych rodzin, zwłaszcza właścicieli fabryk, udawali się z o. Dehonem, by odwiedzać domy robotników. I często zdarzało się, że wchodzili do śmierdzących ruder, w środku których znajdował się wielki stół, na którym spożywano posiłki, na którym również pracowano, stół do wszystkiego… o trzech nogach: czwarta była utworzono ze starych skrzynek z opakowań po żywności byle jak ułożonych.
Były i takie momenty, w których o. Dehon odkrywał pełnię bólu i cierpienia ubogich ludzi, jak to zostało opisane w plastyczny sposób w słynnym rozdziale 53 księgi Proroka Izajasza: „Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś przed kim się twarze zakrywa, wzgardzony, tak iż mieliśmy Go za nic… Myśmy Go za skańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy”!
W tym okresie w Kolegium Św. Jana o. Dehon założył pierwszą siedzibę Zgromadzenia Księży Najświętszego Serca Jezusowego (1878), Sercanów. Pragnął utworzyć grupę
kapłanów i zakonników, którzy by zapewnili kontynuowanie jego działalności.
Pozostawał trzeci element, który zaprogramował w 1871 roku przybywając do Saint-Quentin: katolicki dziennik. I o. Dehon z kilkoma przyjaciółmi założył i zaczął regularną współpracę z dziennikiem „Conservateur de l`Aisne”, dziennikiem konserwatywnym i o tendencjach monarchistycznych: wśród kleru istniała jeszcze silna nostalgia za cesarzem Napoleonem III, który nadał Kościołowi katolickiemu wiele przywilejów. W 1889 roku, w setną rocznicę zdobycia Bastylii założył „Il Regno…”.
9 czerwca 1887 roku przyjął dla swoich księży pracę kapelanów fabryce włókienniczej Leona Harmela w Val de Bois. Posłał tam, z precyzyjnym zadaniem, kapłana zdolnego do obrony robotników, ks. Karola Barnabę Charcosseta, jednego z umiłowanych swoich uczniów.
W tym okresie, razem z Leonem Harmelem, realizuje projekt zupełnie nowy utworzenia seminarium: aby przygotować kapelanów dla fabryki, którzy „zajęliby się studiami społecznymi” (NQ 27/10 i 7/11 1890). Seminarium takie powinno by powstać w Rzymie i w okresie letnim przyjechaliby klerycy z Francji dla odbycia stażu. Program tego seminarium był dobrze ułożony i został przedstawiony w Watykanie pod koniec lat 1890. Ale na razie pozostał w archiwum. Został podjęty w 1926 roku, w rok po śmierci o. Dehona, i oddany do dyspozycji grupie księży, którzy, najpierw we Włoszech a potem poza granicami Włoch utworzyli ONARMO (krajowe dzieło opieki religijnej i moralnej robotników). ONARMO zostało rozwiązane w 1973 roku.
Wrażliwy duch o. Dehona został zafascynowany pierwszymi encyklikami społecznymi Leona XIII: „Immortale Dei” (1885) i „Libertas” (1888). 6 września 1888 roku Papież przyjął o. Dehona na audiencji i polecił mu bardzo odpowiedzialne zadanie: „Głoście moje encykliki!”. O. Dehon przyjął to zadanie, jako ważne zaangażowanie, które będzie charakteryzowało jego działalność przez lat 20, dopóki inne „zarządzenie” Watykanu z 1909 roku nie zmusi go do milczenia na tematy ta bardzo mu drogie. Ale ta jego dwudziestoletnia działalność nacechowana była intensywnymi jego pracami społecznymi (10 grubych tomów i ogromna ilość artykułów publikowanych w dziennika i czasopismach).
Trzeci okres: „Powiedział to Papież!” (1891-1903)
Jest to jeszcze okres intensywnej działalności o. Dehona, ale również ciężkich prób w jego życiu. Antyklerykałowie atakują go wszystkimi siłami aż do werbowania przeciwko niemu byłych alumnów Kolegium Św. Jana, aby podważali jego moralność. Liczni biskupi patrzą na niego podejrzliwie z powodu jego ścisłych związków z Kościołem w Rzymie. W końcu niektórzy Sercance występują przeciwko niemu.
15 maja 1891 roku Leon XIII ogłosił encyklikę „Rerum Novarum”: stanowiła ona usiłowanie, by leczyć to, co papież Pius XI w kilkadziesiąt lat później określi jako „największy skandal przeżywany przez Kościół XIX wieku: oddalenie się od świata robotników”.
O. Dehon podejmuje intensywną działalność, lecz w międzyczasie rozpoczyna publikacje dzieł ascetycznych, chcąc jakby jeszcze raz dokonać próby podkreślenia doniosłości i orientacji swej działalności (Również dzieła ascetyczne zostały zebrane w dziesięciu grubych tomach; ostatni zawiera publikacje z lat 1922-1923, do wigilii swojej śmierci).
Długie pielgrzymowanie ku Bogu obejmuje w tych latach krótkie etapy pośrednie w społecznościach francuskich, włoskich, europejskich, amerykańskich, azjatyckich. Tradycje, obyczaje, niesprawiedliwości, wyrażenia wiary wyciskają się w umyśle i w duchu o. Dehona i pomagają pogłębić lepiej jego bliskość nie tylko z człowiekiem swojej epoki, lecz także z Papieżem w Rzymie i Ojcem Miłosiernym, który jest w niebie. Społeczne środowisko, które ustawicznie tworzy się wokół człowieka bez przerwy wstrząsa nim i każe mu zrozumieć, że człowiek ubogi nie powinien być tylko otoczony opieką, ale musi być kochany jako obraz cierpiącego Chrystusa. Podejmowanie decyzji nie polega jedynie na polepszaniu lokalnych warunków życia ubogich. Należy przygotować projekt ogólny, który by objął całe społeczeństwo. Inicjatywy rozwoju, podejmowane aż do obecnego momentu „były kruchymi i niewystarczającymi, ponieważ nie sięgały wystarczająco głęboko do korzenie rzeczy!” (NHV XI, 14,6 – 6,154). I o. Dehon sam podejmuje działania, a potem zachęca przyjaciół wejść w działalność polityczną.
Encyklika „Rerum Novarum” wstrząsnęła jednak nie tylko marzeniami wielu spośród duchowieństwa, lecz także katolików liberalnych.
Ale niektóre urywki encykliki podległy interpretacji kontrowersyjnej.
Przede wszystkim pojęcie własności. Papież stwierdza, że własność jest prawem naturalnym. Ale czy wtedy należy odrzucić społeczną funkcję własności? Hrabia z Kufstein, w Regionie Fryburga, zaprzeczał temu z determinacją. Rambaud przeciwnie przyjmował z radością, że encyklika potwierdzała, iż własność jest prawem naturalnym: a zatem jest rzeczą obowiązkową przyjmowanie społecznej funkcji własności. Stąd powstała wielka dyskusja na temat relacji zachodzącej między „sprawiedliwością” i „miłością”. Czy w przypadku potrzeby ubogiego istnieje obowiązek, aby mu pomóc, również sięgając do prywatnej własności? Na przykład, z uczestniczeniem rzeczy pożytecznych fabryce? Czy ma się czynić to ze sprawiedliwości? czy z miłości? Czy z aktu życzliwości?
A kwestia SŁUSZNEGO ZAROBKU? A dyskusja nad ZAROBKIEM RODZINNYM?
W związku z tą dyskusją na temat zarobków łączy się dyskusja na temat NATURY KONTRAKTU PRACY oraz PROFESJONALNYCH STOWARZYSZEŃ (czy związków zawodowych).
I w końcu problem zasadniczy: „czy encyklika jest społecznym programem urzędu nauczycielskiego dla katolików? – jak podtrzymywał Alberto de Mun (współpracownik o. Dehona); czy jest po prostu społecznym dogmatem Kościoła katolickiego?” – jak podtrzymywał Goyan. Czy jest obowiązkiem sumienia zachowywanie jej dyrektyw? Albo też Encyklika przedstawia jedynie jakąś propozycję do przedyskutowania? A gdy chodzi o Państwo, co do niego należy: czy prawna obrona sprawiedliwości czy pozostawienie, niech ona triumfuje sama? Katolicy podzielili się wybierając ideę paternalistyczną pomagania ubogim „z miłości” a zwolennicy obowiązku pomagania im z prawa (demokracja chrześcijańska).
O. Dehon otrzymywał zaproszenia do uczestniczenia w Kongresach i dyskusjach. Wybierano go na pierwszym miejscu ze względu na jego przygotowanie oraz z racji jego zrównoważonego i umiarkowanego charakteru przemówień. Ale zaczęły się też ataki na jego osobę, również ze strony kleru francuskiego, przywiązanego do idei monarchistycznych, mimo że z Watykanu kierowano do biskupów francuskich wezwanie do zajęcia mniej surowej postawy wobec reżimu republikańskiego we Francji. O. Dehon zajmował w tym względzie pozycję bardzo twardą: powiedział jasno, że powrót bonapartystów czy zwolenników Orleanu na tron Francji był sprawą drugiej wagi. Przede wszystkim kładł nacisk, ażeby zostały uznane prawa ubogich i robotników.
W tych latach, miał ponad 50 lat, i rozpoczyna publikować syntezę swego dojrzewania kulturalnego i religijnego na drodze do Boga i na etapach swego pielgrzymowania wśród ludzi.
1894 – O. Dehon publikuje „Chrześcijański Podręcznik Społeczny”: jest to wspaniała synteza dla ewentualnego projektu duszpasterskiego dla parafii (czy dla diecezji), która pragnęła pozostawać bliska ludzi a nie zamykać się w zakrystii.
1893 – 1896 – Jest to okres, który charakteryzuje jego działalność diecezjalną w Soissons i międzydiecezjalną na rzecz kościelnego ruchu, który rozwijał się w parafiach i diecezjach Francji. Musiał przygotować katolików również do zainteresowania się życiem politycznym. Ruch nosił nazwę „demokracji chrześcijańskiej”: nie był partią, ale stowarzyszeniem czy ruchem. Podczas rocznych Kongresów wszystkich grup parafialnych „demokracji chrześcijańskiej” o. Dehon bywał wybierany przewodniczącym Kongresu, ze względu na swoje fachowe przygotowanie i zajmowanie pozycji umiarkowanych. W Kongresie z 1895 roku ruch zdecydował stać się partią: o. Dehon powziął wtedy decyzję wycofania się z tych Kongresów, ponieważ „partia szuka władzy, a ja jestem kapłanem i kapłan nie może szukać władzy!”. W tym okresie odmówił przyjęcia swojej kandydatury do parlamentu.
1897 – Rok ten jest naznaczony konferencjami, które weszły do historii, a głoszone były w Rzymie w różnych siedzibach blisko kościoła Św. Andrzeja della Valle. O. Dehon analizował sytuację Katolików w Europie i wpływ, jaki mieli oni na tworzenie różnych praw narodowych. Interesujący był jego sposób analizowania praw wielu krajów europejskich, aby ocenić, czy mają one warunki, by stanowić hipotetyczne i duchowe „Królestwo Społeczne Najświętszego Serca”. Społeczne Królestwo oznaczało dla niego całość państw i narodów, gdzie prawa ubogich i robotników były uznawane i gdzie katolickie ruchy działały w świetle sformułowań podanych przez encyklikę Leona XIII. Była to nieoczekiwana wizja, według której pojmował przyszłość Europy, jako kontynent uprzywilejowany dla świadczenia sprawiedliwości w świecie.
„Wiek, który nadchodzi – 1900 – będzie wiekiem demokracji – napisał – demokracja albo jest chrześcijańska, albo nie jest demokracją. Społeczności interesów ekonomicznych należy przeciwstawić cywilizację miłości” (Chciał streścić w tym wyrażeniu to, co głosił w różnych przemówieniach).
W tym roku 1897 o. Dehon publikuje „Katechizm Społeczny”, pewien rodzaj małej encyklopedii, która przewidywała społeczność zorganizowaną w taki sposób, aby uprzywilejować ubogich i robotników, jak to było podkreślone przez encykliki Leona XIII.
Giuseppe Toniolo, w kilka lat później, zaproponował, aby to dzieło, które w międzyczasie zostało przetłumaczone na główne języki świata, również w krajach azjatyckich, zostało dostosowane dla włoskich uniwersytetów.. Był to moment, w którym wielcy socjolodzy i politycy włoscy, łącznie z Don Sturzo zacieśnili więzy przyjaźni z o. Dehonem. W najbliższym miesiącu, w maju, Papieska Rada „Justitia et PAX” opublikuje „Kompendium Społecznej Nauki Kościoła” (por. Messis 2/04). Jest to jeszcze jedno marzenie o. Dehona, które zostaje zrealizowane.
Były to jednak lata wielkiego niezrozumienia ze strony licznych biskupów i księży francuskich.
Papież Leon XIII, już staruszek i człowiek zmęczony, a przede wszystkim zniechęcony, nie publikował już encyklik, ale zajmował się kwestiami głównie pobożnościowymi. Również o. Dehon doznawał wielu upokorzeń, tak że Biskup Soissons zdecydował odebrać mu i Sercanom tak Kolegium Św. Jana (które pozostało jednak własnością o. Dehona), jak i Stowarzyszenie i Koło „Św. Józefa”!
Tymczasem w roku 1893 o. Dehon wysłał grupę Misjonarzy do Północnej Brazylii, do Recife, z zadaniem realizowania tego, co nie doszło do skutku we Francji. A misjonarze natomiast zamiast wybrać jakąś siedzibę na wioskach czy w Amazonii, skupili głównie swoją działalność na jednej z fabryk w Camaragibe, blisko Recife. Tam też rozwinęli tę samą działalność, jaką rozwijali w Val de Bois: stali się kapelani w fabryce. Kiedy w 1906 roku o. Dehon uda się do Brazylii z wizytą kanoniczną, jako przełożony generalny, doświadczy radości kogoś, kto będąc u szczytu sławy widział prawie zniszczono to, budował przez wiele lat. Lecz tam, w Brazylii, zda sobie sprawę, że wszystko było dobre i słuszne. I opisze swoje wrażenia w tomie „Mille Leghe nell`America del Sud – Tysiąc Lig w Ameryce Południowej”. Było dla niego czymś fantastycznym – na przykład – widzieć Indian jak pracowali w niektóre dnie roku darmowo (6 dni), aby zarobione pieniądze, zebrane razem przez pracodawców zostały przeznaczone na ich emerytury. Dla nas dzisiaj, wydają się te praktyki biurokratyczne, ale wtedy były one wyzwaniem na przyszłość. O. Dehon w swojej książce wyraża radość w konstatacji, że Indianie odkryli społeczny protest w formie strajku… Lecz był zwłaszcza dumny z pracy swoich zakonników!
Jakaż zmiana dokonała się w 30 latach w tym podróżniku, niekiedy zagubionym i wędrującym po terytorium Boga i w ludzkich portach pełnych zasadzek!
Do tego został zmuszony prorok zdolny do „odczytania znaków czasu”, przypomniał papież Jan XXIII, kolejny przyjaciel o. Dehona. Lecz Pismo św. podkreśla w swych tekstach odnoszących się do „znaków czasu”, główną charakterystykę „Ubogich w duchu… , których Jezus ogłosi „błogosławionymi” (Mateusz 5).
Ostatni lata życia (1903-1925)
Rok 1903 był rokiem podstawowym nie tylko dla reszty życia o. Dehona, lecz i dla Kościoła europejskiego, a francuskiego szczególności. Umiera Leon XIII, a na konklawe jeden z kardynałów, czyni się ambasadorem pragnienia austriackiego cesarza Franciszka Józefa, dziedzica świętego imperium rzymskiego. Cesarz miał przywilej zgłosić weto w czasie wyboru określonego kardynała na papieża. W ciągu wieków cesarze rzadko korzystali z tego swojego prawa. Franciszek Józef skorzystał z niego i polecił kardynałowi, arcybiskupowi Krakowa, Puzynie, zgłosić swoje weto przeciw wyborowi jednego z kardynałów kandydatów na papieża, którego wybór był prawdopodobny. Chodziło o kard. Mariana Rampollę del Tindaro, Sycylijczyka. Kard. Kuzyna przekazał swoje weto w wyrażaniu dość nieszczęśliwym: „Mam zaszczyt zakomunikować wolę cesarza Franciszka Józefa i zgłosić weto w sprawie wyboru na papieża mojeg brata, kard. Mariana Rampollę del Tindaro!”. Kard. Rampolla zareagował ze swej strony, jako pobożony duchowny i kierujący się dyplomacją: „Protestuję przeciw temu wielokrotnemu nadużyciu władzy godzącemu w wolność Kościoła. Gdy chodzi o sprzeciw mojego wyboru na najwyższego pasterza: Deo gratias”!
I papieżem został wybrany Pius X, kardynał i patriarcha Wenecji, Giuseppe Sarto.
Stolica Święta miała wielki problem od końca 1870 roku: stanowiła państwo europejskie borykające się z trudnościami, przede wszystkim dlatego, że relacje z włoską społecznością cywilną polityczną ulegały wpływom antyklerykalnej masonerii. Kard. Rampolla podjął w latach 1890 przyjazne stosunki z Francją republikańską (i na płaszczyźnie politycznej Francja, tradycyjnie uważała się za „pierworodną córę Kościoła”). Próbował również wciągnąć w te stosunki rząd włoski (1891) z markizem Rudinim, ale zostały one odrzucone przez włoską masonerię. Nie pozostawało nic innego nowemu Papieżowi, jak związać się z Austrią. Cesarz Franciszek Józef przyjął rolę wielkiego gwaranta i protektora Stolicy Świętej, ale postawił jeden warunek: że Papież ogłosi za rozwiązane wszystkie więzy z grupami socio-politycznymi inspiracji chrześcijańsko-społecznej. Tym sposobem również o. Dehon w 1909 roku został wezwany do Watykanu, aby złożyć obietnicę przestania prowadzenia swojej działalności społecznej we Francji i we Włoszech,
(Przed udaniem się na audiencję spotkał się na placu Św. Piotra z Don Luigi Sturzo, który, na kilka miesięcy przed swoją śmiercią opublikował tę wiadomość w czasopiśmie „Orizzonti”).
Consummatum est! (1909-1925)
O. Dehon., wielki podróżnik, znajduje się w konieczności powrotu do siebie, aby zweryfikować wszystkie linie drogi swojej podróży do Boga. W Europie zostały mu zabronione etapy w świecie ludzi; jego przemówienia są nspirowane nauczaniem Papieża Leona XIII; historia świadczy, że w Brazylii idee Leona XIII były cenne i pełne proroctw… O. Dehon, za wyjątkiem 9 miesięcy (10 sierpnia 1910 – 2 marca 1911) zaangażowany „w podróż dookoła świata”, pozostaje w Brukseli i pisze ascetyczne dzieła, które opowiadają o jego doświadczeniach życiowych, w których mieszają się spotkania z Bogiem i z człowiekiem cierpiącym, umęczonym przez swoją epokę. Z jego ascetycznych pism, zebranych w dziesięciu tomach, chciałbym podkreślić dwa: „Kapłańskie Serce Jezusa” (1907), które jest skierowane do kapłanów, którzy pragną kontynuować jego duszpasterskie doświadczenia, i „Studia na temat Najświętszego Serca”, dzieło opublikowane w dwóch tomach w latach 1922-23.
Na jednej ze stron tego ostatniego dzieła, o. Dehon proponuje nam nostalgiczny obrazek wspólnoty zebranej wokół swojego kapłana, po niedzielnej mszy. Grupka ta analizuje wydarzenia społecznopolityczne społeczeństwa i określa zgodność czy niezgodność ze Słowem przed chwilą wygłoszonym podczas mszy. Było to jego marzenie: społeczność jak najbardziej pogodna na miarę wolnego człowieka.
Zakończenie. W ten sposób zamyka się pielgrzymowanie - podróż o. Dehona
Jeżeli rzuci się okiem na jego dzienniczki (NQ), pozostaje się wzruszonym przed ostatnim wyrażeniem napisanym w kilka dni przed śmiercią, w lipcu 1925; „moja działalność była pobłogosławiona przez Leona XIII. Leon Dehon, Leon Harmel, Leon XIII: trzy imiona, które spowodowały pewien wstrząs w Kościele francuskim i włoskim i w politycznej społeczności Europy. Po śmierci papieża Leona, o. Dehona napisał: „Leon XIII zachował aż do końca niewzruszoną ufność. Dał nam horoskop wieku, który się dopiero zaczął (1900). Wiek ten będzie demokratyczny. Ludzie pragną wielkiej wolności cywilnej, politycznej, komunalnej… Robotnicy pragną zachować rozsądną część owocu swej pracy… Jedynie Ewangelia może przyczynić się, że będą razem królować sprawiedliwość i miłość… Narody będą oscylować między tyranią jednego człowieka a tyranią grupą bogaczy… Jedynie Miłość Chrystusa może pokonać egoizm… Nie istnieje jakaś praktyczna reforma społeczna, której zalążek nie stanowiłby treści Ewangelii!”. („Le Regne. Kronika sierpniowa 1903 – por. OS V/z s. 666). Opowiadanie etapów jego życia mogłoby doprowadzić do niewłaściwego zrozumienia doświadczenia o. Dehona, bo można by przypuszczać, jakby te etapy sprawiły, że stracił z oczu swoją końcową przystań.
Yves Poncelet odnosząc się do myśli ks. Ledure`a pisze: „Istotnego rysu, fundamentalnego aspektu, który najlepiej charakteryzuje jego osobowość, należy szukać w jego kapłaństwie. On jest przede wszystkim apostołem”. I kontynuuje: „Kapłaństwo, które nie zaniedbuje nigdy zjednoczenia między Bogiem i człowiekiem, jest kapłaństwem zrealizowanym we wcieleniu; kto miłuje Serce Jezusa, miłuje dlatego że Chrystus jest tym, który umiłował więcej zarówno Boga jak ludzkość!”. O. Dehon nie był SOCJOLOGIEM, ale kapłanem przyzwyczajonym do odczytywania „Znaków czasu”.
Chcąc streścić w kilku linijkach głównych inspiratorów życia i działalności O. Dehona, podam co następuje”
- Serce Jezusa jest skarbem najcenniejszym ludzkości: jest to historyczne świadectwo, że Bóg kocha ludzi. Warto przypomnieć urywek Listu św. Pawła do Tytusa (2,11): „Ukazała się bowiem łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom i poucza nas, abyśmy wyrzekłszy się bezbożności i żądz światowych, rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie”.
- Ci, którzy poznali prawdziwe przesłanie w objawieniach Serca Chrystusa Św. Małgorzacie, winni także na płaszczyźnie społecznych relacji, świadczyć o Nim w codziennym życiu z poszanowaniem sprawiedliwości i miłości wobec wszystkich. Wzajemne relacje winny mieć za podstawę Miłość, a nie interes. Cywilizacja Miłości jest jedynym antidotum społeczności, opierającej się na prywatnym interesie: trzeba ją jednak budować od samych fundamentów!
- Jest rzeczą bardzo ważną, ażeby wierzący „czczący Najświętsze Serce” stali się obrońcami cywilizacji miłości, wchodząc do ośrodków decyzyjnych społeczności. A zatem trzeba, aby wierzący, kapłani i świeccy posiadali również formację techniczną.
- Prywatne nabożeństwo do Najświętszego Serca prowadzi do pragnienia, by zaangażować się w wynagrodzenie za naruszenia praw człowieka, szczególnie ludzi ubogich. O. Dehon pod tym względem jest prawdziwie nowatorem wobec pewnych podręczników modlitewnych poświęconych Sercu Bożemu. Istniały litanie, które wyliczały zniewagi, jakie człowiek czyni w stosunku do Boga; modlące się z nich osoby zapewniały: „My Cię pocieszymy, Panie!:. O. Dehon w zeszycie jednego ze swoich pierwszych uczniów zaznaczył: nie pogardza ani nie podważa tego nabożeństwa, lecz pisze zdecydowanie: „Wynagradzać znaczy przede wszystkim przywrócić sprawiedliwość w społeczności!”.
- W przypadku, w którym własna działalność nie osiąga wyznaczonego celu, nie należy tracić nadziei/pewności w przyszłość. Człowiek zostaje oddany w ręce Chrystusa, tego Człowieka-Boga o ogromnym sercu i głęboko dobrym, ażeby Ono go zachowało, jako cenna pomoc dla przyszłych projektów. Wszystko to o. Dehon zebrał i przeanalizował z dojrzałością podczas etapów swoich podróży. Odkrył to na końcu swego burzliwego pielgrzymowania.
W swoim testamencie duchowym napisał więc: „Pozostawiam Wam skarb najcenniejszy - Najświętsze Serce Jezusa!”. I przestrzega: nie wszystkim jest przeznaczone Jego poznanie i przeżywanie Jego orędzia. Jest ono ogromnie wymagające! Kto Go zrozumie jest wybranym przez Boga. Jest to echo słów św. Apostoła Pawła, który pisze do Chrześcijan z Efezu, z więzienia w Rzymie: „Mnie zgoła najmniejszemu ze wszystkich świętych (wierzących), została dana ta łaska, ogłosić poganom niezgłębione bogactwo Chrystusa i wydobyć na światło, czym jest wykonanie tajemniczego planu… Dlatego proszę, abyście się nie zniechęcali prześladowaniami, jakie znoszę dla was, bo to jest właśnie waszą chwałą” (Ef 3, 8-13).
Podróż życia o. Leona Dehona zamyka się pod względem duchowym w Rzymie, gdzie rozpoczyna ostatnie swoje wielkie dzieło: bazylikę Chrystusa Króla, aktualny kościół parafialny w rejonie Radia i Telewizji Włoskiej (RAI). Kilka lat wcześniej prosił i otrzymał od papieża Benedykta XV zgodę, by w bazylice św. Piotra w jednym z ołtarzy został umieszczony obraz przedstawiający objawienia Najświętszego Serca Św. Małgorzacie Marii.
Na łożu śmierci, jego pierwsza myśl kieruje się do swoich zakonników sercańskich a następnie do swoich świeckich towarzyszy jego podróży. W wigilię swojej śmierci pamięta o imieninach swego asystenta ks. Wawrzyńca Philippe`a, przypomina też, że w dniu 12 sierpnia przypadają imieniny pani Klary Baume. Prosi, by przesłać jej bukiet kwiatów. Kiedy znalazł się sam ze współbratem infirmiarzem, któremu niedawno zmarł ojciec, poprosił, by brat ten wziął różaniec z kasetki znajdującej się na biurku. Poświęca go i ofiaruje mu go: „Nie mówicie o tym nikomu. Wkrótce pójdę do nieba, by pozdrowić twojego dobrego ojca!”.
O godzinie 12.00 12 sierpnia, wydawało się jakby westchnął, podniósł rękę w kierunku obrazu Najświętszego Serce i wyszeptał: „Dla Niego żyłem; dla Niego umieram”! Zmarł o godzinie 12.10. Tak zakończyła jego podróż w poszukiwaniu Miłości Boga.