Błogosławiony John Henry Newman stwierdził kiedyś z wy­jątkową przenikliwością: „Świętość (...) stanowi ożywiającą i oświecającą zasadę wiary, która daje jej oczy, ręce i nogi”. Tak, w wierze chrześcijańskiej chodzi o świętość, o to, by opierając się na wierze i żyjąc nią, dojść do świętości. Gdy wyraża się w świętości, wiara osiąga swoją pełnię, dokonując przemiany człowieka, który dzięki niej zyskuje nowy sposób życia, powa­lający mu z nową wrażliwością myśleć, postępować, pracować, trudzić się, cierpieć itd. Za pośrednictwem świętości przyję­tej jako styl życia człowiek wierzący staje się w pełni „nowym stworzeniem”, czyli przedstawicielem nowego świata, zapocząt­kowanego przez Chrystusa i przez Chrystusa oczekiwanego.

Gdy patrzymy na dzieje świętości w ciągu wieków nie może­my nie zauważyć , że dokonują się w niej znaczące odkrycia du­chowe, które zasługują na zauważenie i zapytanie się o ich sens. Jedna świętość chrześcijańska zyskuje w kolejnych pokoleniach chrześcijańskich coraz to nowe formy wyrazu, czerpiąc z coraz to nowych form pobożności i duchowości. Na pewno w dwóch ostatnich wiekach da się z łatwością zauważyć , że kolejni ogła­szani przez Kościół święci i błogosławieni są związani bardzo głęboko z kultem Najświętszego Serca Jezusa. Miał rację papież Pius XII, gdy mówił, iż ta forma kultu należy do wyjątkowych elementów w katolickim „depozycie łaski”, czyli do tych form życia eklezjalnego za pośrednictwem których łaska Boża, bę­dąca pierwszym źródłem świętości w Kościele, staje się udzia­łem wierzących. Aby się o tym przekonać, wystarczy poczytać żywoty polskich świętych i błogosławionych żyjących w dwóch ostatnich wiekach, na przykład żywoty stu ośmiu męczenników z okresu drugiej wojny światowej. Można sięgnąć do żywota pa­pieża św. Jana Pawła II, by przekonać się, że od dzieciństwa był on szczególnym czcicielem Najświętszego Serca Jezusa, czego wyraz dał on sam w jego wypowiedziach autobiograficznych.

Jest więc w najwyższym stopniu uzasadnione, by jeszcze raz spojrzeć na kult Najświętszego Serca Jezusa w perspektywie świętości, do której wszyscy jesteśmy wezwani jako chrześcija­nie. Co może wnieść ten kult w nasze życie i jak może je twór­czo zainspirować? Jak można go wpisać w naszą wędrówkę świętości? Jak można zadysponować depozytem łaski zawartym w tym kulcie, aby z niego narodziło się nowe życie, do którego przygotowuje nas nasza wiara i którego się od nas zawsze do­maga?

„Serce Jezusa, źródło życia i świętości”

Świętość chrześcijańska posiada bardzo określoną specyfikę, która w każdym rozważaniu na jej temat musi zostać odpowiednio wydobyta i pokazana w odniesieniu do praktyki egzystencjalnej, w której ma się ona wyrazić i potwierdzić. Trzeba więc przede wszystkim mocno podkreślić, że świętość chrześcijańska wyra­sta z łaski wiary i wyraża się jako dar, który pochodzi od samego Boga. Kwestia nie jest bynajmniej banalna, ponieważ w dzisiej­szym świecie o świętości mówi się dużo i jej poszukuje, a czyni się to nie tylko poza wiarą, ale nawet przeciw wierze chrześci­jańskiej. Niejednokrotnie słyszy się, że aby być świętym nie po­trzeba wiary, a już na pewno nie trzeba być chrześcijaninem. Jakoś jednak nie widać tych świętych niewierzących!

Znaczące świadectwo poszukiwania świętości bez Boga i wiary znajdujemy na przykład w Dżumie Alberta Camus. To na pew­no wyjątkowe dzieło literackie z 1947 roku chwyta przenikliwie główne problemy dzisiejszego świata, choć nie daje na nie odpo­wiedzi. Może właśnie dlatego że jest dziełem „otwartym” zasłu­guje na szczególną uwagę i staje się coraz bardziej aktualne jako wyzwanie dla człowieka myślącego. Tarrou, jeden z bohate­rów powieści, stwierdza ujmująco: „Krótko mówiąc: (_) chciałbym wiedzieć, jak stać się świętym, tylko to mnie interesuje”. A na zastrzeżenie, że przecież on nie wierzy w Boga, odpowia­da: „Właśnie. Znam dziś tylko jedno konkretne zagadnienie: czy można być świętym bez Boga”.

Gdy w 2004 roku zmarł Jacek Kuroń, „Tygodnik Powszechny” poświęcony mu artykuł wspomnieniowy zatytułował: „Świecki święty”, opowiadając się za jakąś wizją świętości odpowiadają­cą pozytywnie na pytanie, które Camus włożył w usta swojego bohatera. Chrześcijańska wizja świętości stoi jednak na antypo­dach takiego ujęcia. Świętość chrześcijańska jest suwerennym darem Boga, który udziela jej człowiekowi. Takie ujęcie nie po­mniejsza roli człowieka w dziele uświęcenia – człowiek ten dar ma przyjąć i na niego odpowiedzieć całością swojego życia, co bynajmniej nie jest proste i nie ogranicza zadania człowieka, wręcz je potęguje, gdyż chodzi o odpowiedź na miarę otrzy­manego daru. Chrześcijańska świętość nie jest pod żadnym względem postawą bierną i zachęcającą do bierności. Świętość chrześcijańska jest świętością wyrastającą „z daru Bożego”, dla­tego trzeba ciągle na nowo widzieć ją w tej perspektywie, prze­kładając ją na właściwą i pilną odpowiedź. Dar nie powinien czekać na adekwatne przyjęcie go „kiedyś”, ale ma być przyj­mowany od chwili chrztu, który jest pierwszym momentem ob­darowania świętością przez Boga. Stąd na sakramencie chrztu zasadza się „powszechne powołanie do świętości”, jak naucza II Sobór Watykański.

Ten fakt bardzo bezpośrednio zauważono w kulcie Najświęt­szego Serca Jezusa, które od samego początku, nawet jeśli ten kult nie był jeszcze dobrze określony z teologicznego punktu widzenia, jest widziane jako „źródło świętości”. Bardzo dobrze widać ten fakt na przykład wtedy, gdy w ikonografii przedsta­wia się różnych świętych, np. św. Bernarda z Clairvaux, św. Franciszka z Asyżu, św. Katarzynę ze Sieny, głęboko złączo­nych z raną przebitego boku Chrystusa, z niego otrzymujących ożywiającą i uświęcającą krew Zbawiciela. Ta krew płynie właśnie z Jego przebitego Serca, a ci święci rozpoznali, że to z niego mają czerpać swoją siłę uświęcenia i odnowienia du­chowego, wyrażającą się w misji podejmowanej w Koście­le i na rzecz Kościoła. Rozpoznali oni, że z przebitego boku Chrystusa, wraz z „wodą i krwią”, wypłynęła świętość Boża, aby udzielić się skutecznie człowiekowi. Dlatego z przebite­go boku – Serca piją oni „ustami wiary” świętość Chrystusa, czyniąc ją swoją osobistą świętością. Co więcej, wspomniani święci, a także cały szereg ich naśladowców, wiedzą dobrze, że to jest jedyne źródło życia i świętości.

Przebity bok Chrystusa aż do rany Jego Serca przypomina, że jedynym źródłem świętości jest sam Bóg, a Serce Jezusa jest potwierdzeniem, że ta świętość nie pozostaje zamknięta w so­bie, ale udziela się człowiekowi. Serce Jezusa jest wychodzą­cą naprzeciw człowiekowi świętością Bożą, która chce się dać do dyspozycji człowiekowi. Stanowi więc ono symboliczne wyrażenie podstawowej prawdy chrześcijańskiej, że świętość ma swoje suwerenne źródło w samym Bogu, przechodząc do człowieka przez rany Chrystusa, szczególnie przez ranę Jego Serca.

„Uczyń serca nasze według Serca Twego”

Znaczenie kultu Serca Jezusa wyraża się w tym, że nie tylko ukazuje on źródło świętości chrześcijańskiej, ale także w tym, że w tajemnicy Serca Jezusa jest zawarte wezwanie do święto­ści; jest w tej tajemnicy zawarty daleko idący imperatyw, czy też – mówiąc językiem współczesnej filozofii o ukierunkowaniu fe­nomenologicznym – „moment roszczenia”. Bardzo dobrze wy­raża ten fakt obraz Najświętszego Serca Jezusa – dobrze zresztą znany i rozmaicie powielany – umieszczony w bocznej kaplicy rzymskiego kościoła del Gesù, którego autorem jest znakomity malarz Pompeo Batoni. Oto Jezus w wyciągniętej nieco do przo­du ręce, jakby kierując ją do widza, trzyma swoje płonące mi­łością Serce. Ktokolwiek patrzy na ten obraz czuje, że nie może wobec Serca jezusowego pozostać obojętny. Serce Jezusa zdaje się mówić z naciskiem: „Daj mi sobie swoje serce, jak ja to­bie daję moje”.

Serce, będąc wyrażeniem tego, co najgłębsze w człowie­ku i najbardziej ludzkie, dotyka dogłębnie tego, co kryje się w duszy człowieka oraz co poniekąd jest najbardziej ludzkie i wyrażające to, kim on jest, to znaczy serca. „Serce mówi do serca” – jak trafnie stwierdził św. Augustyn. Przebite Serce Jezusa zdaje się w sposób naturalny, ale też wymagający mó­wić: „Miej i okazuj serce”. Naciska łagodnie na to, by wydobyć na zewnątrz to, co w głębi, a więc to, co najbardziej ludzkie, a zarazem najbardziej szlachetne, ponieważ wyrasta z same­go Boga. Jak Jezus Batoniego trzyma swoje Serce w dłoni, tak również przez to Serce łagodnie wzywa do tego, aby mieć „ser­ce na dłoni”. W języku potocznym taki zwrot oznacza, że nale­ży w codziennym życiu kierować się intencjami i racjami serca oraz działać w sposób „serdeczny”, to znaczy w sposób najbar­dziej wzniosły z możliwych, a tym samym dotykający dawaną odpowiedzią samego Boga.

Serce Jezusa jest więc „mocnym” symbolem, który zdecydowa­nie wzywa do przekroczenia obojętności i lenistwa; wzywa do zrywu duchowego. W kult Najświętszego Serca głęboko wpi­sało się zdanie wypowiedziane przez samego Jezusa: „Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego Serca”. Właściwie w powszechne rozumienie tego zdania jest włączone przekona­nie, że Serce Jezusa jest po prostu „autorytetem”, któremu nie można odmówić autentycznej odpowiedzi. Serce Jezusa doma­ga się odpowiedzi ze strony człowieka, a ta odpowiedź sytu­uje się na poziomie serca przechodząc potem na całe ludzkie życie. Kwestia jest tym ważniejsza, że świętość chrześcijańska jest w gruncie rzeczy kwestią serca – sytuuje się na jego pozio­mie i wyraża się w świetle jego kryteriów.

W tym miejscu trzeba jeszcze zauważyć wymowę serca jako symbolu. Serce Jezusa jest symbolem – symbolem miłości Bo­żej. Nie wchodząc w szczegóły trzeba powiedzieć, że symbol jest po prostu wymowny, a zarazem jego wymowa wywołuje poruszenie w człowieku i pobudza do zajęcia wobec niego od­powiedniego stanowiska, to znaczy na jego miarę . Serce Jezusa właśnie jako symbol, jak zresztą stale podkreśla nauczanie Ko­ścioła, zawiera w sobie imperatyw, którego istotą jest wezwanie do udzielenia odpowiedzi – odpowiedzi świętości.

Jaka świętość na nasze czasy?

Świętość chrześcijańska jest zakorzeniona w Bożym darze, ale – jak zostało już zaznaczone – wypełnia się ona w osobistym i aktywnym przyjęciu tego daru. Przyjęcie tego daru jest zawsze uwarunkowane własną wrażliwością poszczególnych świętych – Bóg w najwyższym stopniu dowartościowuje ludzkie, indywidualne zdolności i dążenia, gdyż pochodzą one od Niego – a także stanowi odpowiedź na wymagania sytuacji duchowej czasów, w których rozwija się i które się jej domagają. Jedyna świętość Boża, przyjęta w sposób najbardziej indywidualny, urzeczywistnia się poza tym w konkretnych warunkach, które również ją kształtują, poniekąd „polaryzując” jej wyrażanie się i potwierdzając, że świętość jest zawsze możliwa. Co wię­cej, w świętości chrześcijańskiej zawarta jest też jakaś polemi­ka z tendencjami obecnymi w aktualnej kulturze, pokazująca, że są one względne, to znaczy ze nie można za nimi ślepo postę­pować, poddając się ich naciskowi. W świętości zawsze chodzi przede wszystkim o Boga i jego obecność w dziejach, zarów­no indywidualnych, jak i wspólnotowych. Świętość w Koście­le posiada zawsze moment „apologetyczny”, to znaczy zamierza do pokazania, że wiara w Boga jest ponadczasowa i zawsze jest drogą właściwą dla człowieka. Zmierza do przekonujące­go pokazania, że nie jest sensowne szukanie przez człowieka innych bogów poza jedynym Bogiem wiary chrześcijańskiej. Na ten wątek w świętości chrześcijańskiej warto zwrócić dzi­siaj szczególną uwagę, gdy w wielu przypadkach dzisiejsi ludzie ulegają bałwochwalstwu, czyniąc sobie własnych bogów, któ­rzy zostali wielokrotnie zdemaskowani już w Starym Testamen­cie. Prorok Izajasz mocno mówi: „Wszyscy rzeźbiarze bożków są niczym; dzieła ich ulubione na nic się nie zdadzą; ich czcicie­le sami nie wiedza ani nie zdaja sobie sprawy, że się okrywają hańbą” (44,9). I tak kończy swój wywód na temat bałwochwal­ców: „Tacy nie mają świadomości ani zrozumienia, gdyż mgłą przysłonięte są ich oczy, tak iż nie widza, i serca ich, tak iż nie rozumieją” (44,18). Wydaje się, że na ten wątek apologetyczny w świętości chrześcijańskiej należy zwrócić szczególną uwagę, ponieważ żyjemy w okresie pojawiania się nowych form bałwo­chwalstwa. trzeba więc dokonać w odniesieniu do tego wątku aktualizacji w spojrzeniu na świętość w Kościele.

W ramach naszej refleksji chcemy więc zapytać się, w jaki spo­sób Najświętsze Serce Jezusa, z którego promieniuje na nas świętość Boża, domagając się od nas odpowiedzi, równocze­śnie ukierunkowuje naszą świętość, by stała się odpowiedzią na współczesne wyzwania i oczekiwania kościelne. Chcemy więc wejść do szkoły Najświętszego Serca, aby uczyć się w nim świę­tości na miarę naszych czasów. Chcemy zapytać się Jezusowe­go Serca, w jaki sposób przyjmować Jego dary i Jego wezwania, aby być Jego świadkami w dzisiejszym świecie z jego wyzwa­niami.

a.    Przede wszystkim daje się łatwo zauważyć, że świat, w któ­rym żyjemy jest naznaczony pychą (hybris). Powrócił znowu pogański ideał, który głosi z naciskiem i ślepą upartością: „Nikt i nic ponad człowiekiem”. Przejawów takiego myślenia ideolo­gicznego można by pokazać w naszym świecie kulturowym wystarczająco dużo. To jest poniekąd najpoważniejsze wyzwa­nie, z którym musi zmierzyć się dzisiaj Kościół, głosząc swoje orędzie zbawcze. Jest to tym trudniejsze, że pycha jest zawsze „atrakcyjna” dla człowieka z powodu jego grzeszności, będącą naturalną glebą, na której rośnie pycha i rozwijają się jej rozma­ite przejawy. Efektem tego powrotu pychy jest już nie tylko to, że człowiek stawia siebie ponad Bogiem, ale nawet stawia sie­bie ponad jakąkolwiek prawdą. Chce decydować o wszystkim w sposób arbitralny; nie podoba mu się już nawet to, że dwa do­dać dwa równa się cztery. Już wspomniany Albert Camus pisał, że przyjdą czasy, gdy nauczyciel będzie zmuszony do heroizmu, aby tej prawdy nauczać i dać jej wyraz. Wiele współczesnych postaw i dyskusji wyraźnie ilustruje ten fakt odejścia od prawdy, którego efektem jest już nie tylko brak logiki i spójności w gło­szonych wypowiedziach, ale po prostu opowiadanie się za ab­surdem.

W tej sytuacji patrzymy więc na Serce Jezusa, o którym On sam powiedział, że jest pokorne. Pokora to nic innego, jak tyl­ko przyznanie absolutnego pierwszeństwa prawdzie, aby nią się kierować i tylko jej kłaniać. W Jezusie widzimy jednoznacznie ukazaną drogę prawdy, która prowadzi do wolności, a tym sa­mym do zbawienia, które jest pełnią wolności. Święty Jan już na początku swojej Ewangelii, ukazując wcielenie wiecznego Słowa Bożego, przypomina, iż wraz z Nim przyszła do każdego czło­wieka „łaska i prawda” (1,17), albo jak chcą niektóre starożytne wersje tego tekstu: „łaska prawdy”. Serce Jezusa jest niezmien­nie szkołą pokory, która oznacza konsekwentne pierwszeństwo dawane prawdzie. Czciciel Najświętszego Serca Jezusa staje dzi­siaj wobec potrzeby życia prawdy oraz budowania „cywilizacji prawdy”, jak podkreślał papież św. Jan Paweł II w swoim na­uczaniu na temat współczesnego znaczenia tego kultu i zada­niach, jakie na nim spoczywają.

b.    W dzisiejszej sytuacji duchowej świata daje się niewątpli­wie wyraźnie zaznaczać mocny, właściwie wszechobejmujący wpływ techniki na ludzkie myślenie i ludzkie zachowania. Naj­bardziej niebezpieczne, a nawet „demoniczne” w technice jest to, że pokazuje ona człowiekowi, że wszystko zależy od niego samego, że jego los jest w jego rękach, że jest on jedynym twór­cą swojego istnienia. Technika daje człowiekowi przekonanie, że rzeczywiście jest „panem i władcą” świata, jak głosili my­śliciele oświeceniowi. Technika w swoim ogólnym przesłaniu zdaje się sprzyjać ateizmowi. Można powiedzieć, że technika jest wyjątkowo mocnym wsparciem dawanym ludzkiej pysze, która mówi, że człowiek sam tworzy prawdę o sobie. A jeśli człowiek decyduje o swojej prawdzie, to w takim razie także to, co jest możliwe technicznie, staje się dozwolone z etyczne­go punktu widzenia. Bardzo dobrze widzimy to w wielu dzia­łaniach, w których dotyka się bardzo podstawowych wartości etycznych, na przykład w gorącej dzisiaj kwestii sztucznego za­płodnienia. Jeśli da się sztucznie powołać do istnienia człowie­ka, to dla ludzi zniewolonych myśleniem technicznym oznacza to, że w takim razie można to zrobić. Kierują się oni założeniem, że to, co jest możliwe technicznie, jest równocześnie dozwolone etycznie. Prawdopodobnie takie założenie pójdzie jeszcze da­lej w swoich konsekwencjach, jeśli człowiek nie ugnie się i nie skłoni przed majestatem prawdy, stwierdzając ulegle, że nie jest jej twórcą, ale uzna się „dumnie” za twórcę prawdy, a więc jej „pana i władcę”.

Sięgnijmy do tajemnicy Serca Jezusa, by zapytać się, w jaki sposób chroni ono człowieka przed opisaną pokusą. Przede wszystkim w Sercu Jezusa odkrywamy, że prowadzi ono do poj­mowania istnienia jako „istnienia zawdzięczanego”, to znaczy pochodzącego od Innego, czyli Boga. Serce Jezusa nie jest au­tonomiczne, ale jest Sercem, które zostało „utworzone” w łonie Trójcy Świętej oraz w łonie Maryi Dziewicy przez Ducha Świę­tego. Najprościej mówiąc, wyrasta ono z tajemnicy wiecznego życia Boga Trójcy Przenajświętszej, tego wiecznego życia, które je poprzedza, a stało się obecne i widoczne w świecie za sprawą tajemniczego udziału w tajemnicy wcielenia Maryi Dziewicy, z której Syn Boży przyjął ciało. Serce Jezusa zawdzięcza swoje istnienie wiecznemu Bogu i Jego Służebnicy. W tajemnicę Ser­ca Jezusa wpisana jest więc wpisana wdzięczność wobec Ojca i wobec Matki, która przenika całe Jego istnienie. Wyraźnym potwierdzeniem tego faktu jest modlitwa Jezusa, o której świad­czą Ewangelie. Najczęściej w modlitwie zwraca się On do Ojca z dziękczynieniem: „Dziękuję Ci, Ojcze...”. Dziękczynienie płynące z Serca Jezusowego jest najlepszą szkołą odkrycia, że wszelkie istnienie, istnienie każdego człowieka, jest istnieniem zawdzięczanym. Z tej też racji czciciel Najświętszego Serca Je­zusa powinien w coraz większym stopniu stawać się człowie­kiem dziękczynienia za każdy dar boski i każdy dar ludzki, wzrastając coraz bardziej w ewangelicznej cnocie wdzięczności. c. Świat, w którym żyjemy, zdominowany przez technikę, bar­dzo często skłania się także do przyjęcia kompromisu ze złem jako stylu życia. Ponieważ wiele ludzkich doświadczeń, zwłasz­cza tych związanych z dokonywanymi wyborami, zdaje się zależeć tylko od człowieka, dlatego też idzie się w kierunku arbitralnego decydowania o podejmowanych działaniach, nie licząc się z kwestią dobra jako zasady ludzkich wyborów i wy­nikających z nich czynów. Obniża się więc wręcz dramatycznie jakość etyczna ludzkiego postępowania. Efektem tego sposobu myślenia, ponieważ jednak wszyscy czują, że trochę etyki jest konieczne w relacjach międzyludzkich, jest proponowane ogra­niczenie się w postępowaniu do zachowania przez wszystkich jakiegoś „minimum etycznego”. Jakkolwiek może się wydawać w pierwszej chwili, że jest to słuszna propozycja, to jednak jest ona bardzo zwodnicza. Wadą przyjętego minimum jest to, że pod wpływem nowych wymogów i okoliczności dokonuje się jego stopniowego minimalizowania. Skoro można zgodzić się na kompromis w jednej sytuacji, to dlaczego nie można by zgodzić się w innej? Konkretne doświadczenia pokazują, że kompromis w dziedzinie obyczajowej kończy się najczęściej kompromitacją – dopuszczenie jednego wyjątku, otwiera drogę do następnego; co więcej, każdy kolejny kompromis jest już łatwiejszy do za­proponowania i zaakceptowania, aż w końcu następuje w spo­sób lawinowy.

Jeszcze raz udajmy się do szkoły najświętszego Serca Jezusa. Widzimy z łatwością, że jest to Serce heroiczne, to znaczy nie znające żadnego kompromisu ze złem. Jezus w swoim życiu nie znał, co to kompromis. Jego Serce było wewnętrznie zjed­noczone z Ojcem, a to zjednoczenie Jezus potwierdzał swoimi wyborami dobra, których nie podporządkował żadnej okolicz­ności. Do końca pozostał absolutnie posłuszny miłości i praw­dzie Ojca. Z tej racji Apokalipsa nazwie Jezusa „świadkiem wiernym”, który stał się w swoim życiu „Amen” mówionym do końca i heroicznie Ojcu. Gdy patrzymy na życie Jezusa przy­pominają się słowa Norwida, który zapisał na temat autentycz­nej postawy ludzkiej: „Nie można kłaniać się okolicznościom, ni prawdom kazać, by za drzwiami stały”.

Jezus potwierdził całym swoim życiem, że Jego nauczanie z Kazania na Górze, w którym domaga się od swoich wiernych „większej” sprawiedliwości jest jedyną zasadą prowadzącą do lepszego świata. Ulepszenie świata, którego wszyscy oczekują, domaga się heroizmu w miłości, która przekracza ludzkie ra­chunki. Czciciel Najświętszego Serca Jezusa jest wezwany, by w Jego szkole wzrastać w dojrzałym świadectwie, które opiera się nie na jakimś „minimum”, ale zmierza do kierowanie się do­brem zawsze i we wszystkim. Nie powinno być dla niego obce słowo heroizm, którego bieg świata się domaga i będzie doma­gał się w jeszcze większym stopniu.

***

Przywołany na początku bł. John Henry Newman tak mówił o świętych Kościoła: „Tacy ludzie są, jak prorok, strażnikami na wieży i zapalają swoje światła na wzgórzach. Każdy z nich otrzymuje i przekazuje święty płomień, konkurując w gorliwo­ści ze swoimi poprzednikami, by na nowo przekazać jaśniejące światło, które przyszło do niego. W taki sposób jest samym pło­mieniem, zapalonym pewnego dnia na górze Moria – ileż razy wydawał się on potem być bliski ugaszenia – który doszedł za­palony aż do nas, i będzie tak samo przekazywany, jesteśmy tego pewni, aż do końca wieków”. Za ten święty płomień może być uznane Najświętsze Serce Jezusa, w którym otrzymujemy każdy dar, jaki potrzebny jest do wzbudzenia odpowiedzi wiary i gorliwości chrześcijańskiej.