Rok Miłosierdzia pomógł nam odkryć wieloaspektowe bo­gactwo łaski Bożej, która objawia się w naszym życiu. Jednym z uprzywilejowanych miejsc tego objawienia jest celebracja li­turgiczna, a szczególnie celebracja Eucharystii, w której zanu­rzamy się codziennie. Dotykamy więc tutaj obrzędu, znaków materialnych, do których łatwo możemy się przyzwyczaić i dzięki rutynie traktować te święte czynności jako coś „do od­robienia”. Lekarstwem na tę ludzką przypadłość jest nieustan­ne zgłębianie tej Tajemnicy przy pomocy naszego umysłu i przy współpracy z łaską Bożą. W ten sposób łatwiej oczyścimy się ze złych przyzwyczajeń dotyczących sposobu uczestniczenia w ce­lebracji eucharystycznej i dostrzeżemy jej prawdziwą wartość. Spróbujemy tutaj dotknąć, chociaż pobieżnie, niektórych aspek­tów tej celebracji, aby łatwiej dostrzec i nieustannie kontem­plować miłosierne oblicze Boga[1] w tych dobrze nam znanych strukturach, do których jesteśmy przyzwyczajeni.

1.  Praktycyzm w pojmowaniu Mszy Świętej

Zacznijmy od krytycznego spojrzenia na nasz sposób pojmo­wania celebracji Eucharystii. Z pewnością niektóre aspekty tej krytyki nie dotyczą wszystkich wiernych, ale złe przyzwyczaje­nia rozpowszechniają się łatwo, szczególnie gdy brak jest odpo­wiedniej katechezy i pogłębienia wiedzy w tym względzie.

Nierzadko tak było w historii, a także i w naszych czasach powtarza się ten sam błąd, że we Mszy Świętej widzi się jakieś szczególne nabożeństwo. Jest ona traktowana jako wspaniała forma pomocy zmarłym, sposób na wyproszenie szczególnych łask u Pana Boga i zaradzenie konkretnym naszym potrzebom. Pochwały godna praktyka zamawiania wielu Mszy Świętych w danej intencji, oparta na gruncie doktryny chrześcijańskiej, przy powierzchownej wiedzy katechizmowej niesie ze sobą po­ważne niebezpieczeństwo. Dotyczy ono pewnego zawężonego sposobu myślenia o Mszy Świętej. Staje się ona wyjątkowym narzędziem do załatwienia naszych spraw z Panem Bogiem. Taka interpretacja jest już niezgodna z tym, czego uczy nas ka­techizm.

Innym wypaczeniem jest potraktowanie celebracji eucha­rystycznej jako wspaniałej dekoracji dla naszych świąt, spo­tkań i rocznic. Ogólnie przyjmuje się w naszych środowiskach, że każde ważne wydarzenie powinno zaczynać się od Mszy Świętej, byśmy potem mogli świętować „na nasz sposób” czy też spokojnie pracować. Znowu trzeba przyznać, że jest wiele prawdy w tym myśleniu. Eucharystia jest rzeczywiście wspa­niałym wydarzeniem w życiu Kościoła, ale to nie ona przyozda­bia nasze święta. Nasze święta powinny być tak ukształtowane, że w celebracji eucharystycznej będą miały swój moment szczy­towy i dopełnienie.

Często zwraca się uwagę na obowiązek uczestniczenia w nie­dzielnej Mszy Świętej. Dla członków wspólnot zakonnych również codzienna Msza Święta nabiera cech obowiązkowej praktyki. Dla księdza codzienne sprawowanie Mszy Świętej sta­je się obowiązkiem ze względu na przyjętą intencję. Poczucie obowiązku, nawet przy świętych czynnościach, nie jest czymś złym, ale gdy brakuje innej motywacji, sprowadza ten wielki Boży dar do zwykłej i często bezdusznej czynności kultycznej.

Czym zatem jest celebracja Eucharystii? Dokumenty Kościo­ła podkreślają, że jest ona czynnością Chrystusa i Jego Kościoła (OWMR 16). Nie można więc tej celebracji rozumieć jako aktu pobożności jednego kapłana czy nawet pewnej wspólnoty. Ponie­waż chodzi w niej o zbawienie, dlatego jest to dzieło Boże, dzieło Chrystusa Zbawiciela. On zaś działa przez swój Kościół. Chociaż Msza Święta może być sprawowana w bardzo małej wspólnocie, to jednak w tej celebracji wyraża się wielka wspólnota Kościo­ła powszechnego. Używa się bowiem obrzędu zatwierdzonego przez Kościół, podkreśla się jedność z ojcem świętym i własnym biskupem, jednoczy się ze świętymi w niebie oraz ze zmarłymi w czyśćcu. Tak jest w czasie każdej celebracji eucharystycznej.

W ten sposób rozumiana celebracja Eucharystii wprowadza nas w zupełnie inną rzeczywistość, niż ta dostrzegana jedynie w czynnościach materialnie wykonywanych przy ołtarzu. Czyn­ności te są jednak konieczne, by mógł się zrealizować zbawczy dialog między Bogiem a człowiekiem uczestniczącym w tej ce­lebracji. One także wskazują na rzeczywistość nadprzyrodzoną, która wiąże się nierozłącznie z wypełnieniem tych znaków. Do­kumenty Kościoła podkreślają, że te czynności Kościoła uobec­niają Chrystusa, który przynosi nam łaskę uświęcenia, czyli upodobnienia do Boga, zaś człowiek napełniony łaską od Boga, łaską Ducha Świętego, jest w stanie zwrócić się wtedy do Boga jak do Ojca, więc tym samym odwrócić się zdecydowanie od grzechu. Zatem w celebracji eucharystycznej dokonuje się głę­boka przemiana wewnętrzna człowieka, która powoduje owo uzdolnienie do dialogu z Bogiem. Święty Paweł określił je sło­wami: „Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: «Abba, Ojcze!»” (Gal 4,6). Co więcej, św. Paweł mówi, że bez pomocy Ducha Świętego nie jesteśmy w stanie przyjąć Chrystusa jako Zbawiciela (por. 1 Kor 12,3).

Patrząc głęboko i odpowiedzialnie na rzeczywistość celebra­cji eucharystycznej, łatwo zauważyć, że stanowi ona najważ­niejszy moment w życiu całego Kościoła, a także i każdego wierzącego[2]. Jest to bowiem wydarzenie zbawcze, a nie mamy nic cenniejszego nad nasze zbawienie[3]. Wszystkie wydarzenia z naszego życia codziennego winny znaleźć dopełnienie właśnie w tej celebracji. Oznacza to w praktyce takie umiejscowienie celebracji eucharystycznej w programie naszych uroczystości, że łatwo będzie dostrzec w niej szczytowy moment naszego do­świadczenia. W tej celebracji powinno się znaleźć odniesienie do tego, co człowiek nosi w swoim sercu (modlitwa powszech­na i inne momenty). Ta celebracja jest najważniejszym wyda­rzeniem w życiu Kościoła, więc musi być tak ukształtowana, by nasze sprawy zostały włączone w wielkie sprawy Kościoła. Nasze doświadczenia nie mogą przesłonić przeżywania tajem­nic zbawienia, które Kościół podaje nam w kalendarzu litur­gicznym. Nie jest czymś dobrym, gdy zbyt łatwo dostosowuje się czytania i formularze Mszy Świętej tylko do naszych du­chowych potrzeb. Tymczasem to Chrystus żyjący w Kościele przychodzi do nas, więc pozwólmy Mu mówić i ukazywać się w znakach, co niejednokrotnie spowoduje nasz zachwyt i zdu­mienie wiary. Podobnie nie jest dobrą praktyką, gdy wykorzy­stujemy uroczystości kościelne do nadania splendoru naszym wydarzeniom, nawet jeśli te wydarzenia stanowią wyjątkowe momenty w naszym życiu. Uroczystość kościelna musi być wte­dy ważniejszym punktem odniesienia niż to, czym sami żyjemy. Światło płynące z celebracji ma nam pomóc w zinterpretowaniu naszego ludzkiego doświadczenia.

Spójrzmy przykładowo na dylemat, jaki powstaje, gdy urzą­dza się uroczystość profesji zakonnej w uroczystość Niepoka­lanego Poczęcia NMP. Jest to powszechnie przyjęta praktyka i z pewnością nie należy potępiać. Pozostaje jednak pewien aspekt, który należy wziąć pod uwagę. Tematyka tych dwóch obchodów wydaje się być do pogodzenia. Cieszymy się wielkim świętem i wtedy nasi bracia składają śluby. Uroczystość Niepo­kalanego Poczęcia NMP jest ważna i wielka. W praktyce jednak zawsze bardziej przyciągnie naszą uwagę to, co dotyczy bliskich nam osób, które w tym dniu dokonują swojej konsekracji. Ranga uroczystości Niepokalanego Poczęcia NMP zobowiązuje do za­stosowania formularza i czytań tego obchodu. Jednak obrzęd profesji skieruje myśl uczestników w innym kierunku. Nie lada zadanie stanie przed celebransem, który w homilii będzie musiał połączyć te tematy. A może wystarczyłoby urządzić uroczy­stość profesji w przeddzień, wtedy można spokojnie zastosować specjalny formularz i czytania z rytuału profesji zakonnej, zaś uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP byłaby wspaniałym dopełnieniem i owoc tej uroczystości mógłby zostać spokojnie rozpoznany oraz przyjęty przez każdego. Obchody kościelne – w tym przypadku zarówno profesja zakonna, jak i uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP – nie są rodzajem festynu, lecz właśnie wydarzeniami zbawczymi i tak je należy rozumieć. Trzeba więc robić wszystko, aby zbawcze owoce tych obchodów liturgicznych stały się łatwo dostępne dla uczestników.

W kontekście powyższych refleksji należy zwrócić uwagę na to, że Eucharystia uobecnia całe Misterium Paschalne Jezusa Chrystusa, czyli Jego przejście przez śmierć do chwały. W akla­macji po podniesieniu wyznajemy wspólnie: „Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i ocze­kujemy Twego przyjścia w chwale”. Podobnie brzmią także po­zostałe aklamacje anamnetyczne. W celebracji eucharystycznej całość tych wydarzeń zbawczych staje się dla nas obecna, a do­kładniej mówiąc – dostępna. Nie jesteśmy w stanie tego objąć naszym rozumem do końca ani też w pełni przyjąć łaski, która jest nam proponowana. Z tego względu poszczególne wydarze­nia zostają podkreślone w obchodach liturgicznych, rozsianych na przestrzeni całego roku, jednak w ich centrum jest zawsze ta sama celebracja eucharystyczna[4]. Struktura Mszy Świętej nie zmienia się w Boże Narodzenie, w uroczystość Zmartwychwsta­nia Pańskiego, Zesłania Ducha Świętego, Wniebowzięcia Mat­ki Najświętszej, bo wszystkie te wydarzenia są w niej zawsze obecne. Odmienne formularze Mszy Świętej, związane z tymi obchodami, pozwalają nam jednak zauważyć i przybliżyć te szczegółowe tajemnice, które mają wpływ na nasze zbawienie.

Nie jesteśmy w stanie, jako ludzie, pojąć w pełni tej tajemni­cy, jednak nawet szczątkowa świadomość przyprawia człowieka o zdumienie, które staje się potem ważną częścią celebracji eu­charystycznej, o czym nauczał nas św. Jan Paweł II[5]. Ewident­nie u podstawy zdumienia stoi odkrycie i rozpoznanie skarbu. Dla nas jest on ukryty pod grubą warstwą rutyny i uproszczo­nych form, które stają się nieraz wszechobowiązującą zasadą. Nie można mieć wątpliwości, że nawet tak zubożona forma przeżywania tego świętego misterium przynosi pewne owoce, jednak odkrycie pełnego wymiaru Bożego daru, czego znakiem staje się owo zdumienie, przyniesie o wiele wspanialsze owo­ce w życiu Kościoła i każdego z nas. Będzie owocowało także w postawie wierzącego poza samą celebracją[6].

2.  O niektórych obrzędach nieco inaczej

Przypomnienie znaczenia samej Mszy Świętej pomoże szu­kać lepszych sposobów uczestniczenia oraz przeżywania po­szczególnych jej części. Nie powstały one przypadkowo, ale tworzyły się na przestrzeni wieków pod wpływem doświadcze­nia wiary poszczególnych pokoleń. Oczywiście fundamentem są Gesta Domini z ostatniej wieczerzy i doświadczenie słowa Bo­żego w Starym Testamencie. Jednak wiemy, że formuły mod­litewne kształtowały się tam, gdzie wspólnota chrześcijańska przeżywała swoje spotkanie ze Zbawicielem. Trudno więc dzi­wić się z powodu różnic, jakie powstały pod wpływem kultur istniejących na Wschodzie i Zachodzie. Istotne wartości każdej celebracji liturgicznej, a szczególnie Eucharystii, to oczywiście rozpoznanie głosu Boga mówiącego do człowieka, zgromadze­nie się przy Chrystusie Zbawicielu mocą Jego Ducha Świętego i wraz z Nim oddanie się Ojcu Niebieskiemu. Zwróćmy uwagę na obrzędy, które nie należą do najważniejszych, ale przecież są ważne.

Akt pokutny

Akt pokutny stanowi swoistą bramę do celebracji. Jest to waż­na część obrzędów wstępnych. Zgromadzenie, które wspólnie tworzymy przy ołtarzu, nie jest wynikiem tylko naszej inicja­tywy. To „zwołanie Boże” (por. OWMR 27), które nawiązuje do wydarzenia zbawczego pod Synajem, kiedy to Pan Bóg przez Mojżesza zwołał lud, aby zawrzeć z nim Przymierze[7]. Przypo­minają nam o tym dzwony, które są niczym głos Boga wzy­wający nas na święte wydarzenie. To gromadzenie się razem wspólnoty jest także owocem zbawczej ofiary Chrystusa, któ­ry przyszedł zgromadzić rozproszone dzieci Boże[8]. Przeszko­dą w tym gromadzeniu się wiernych jest grzech człowieka. Stąd na początku celebracji pojawia się akt pokutny. Ponieważ jest to akt liturgiczny, dlatego trzeba pamiętać, że to łaska Boża czy­ni nas zdolnymi do pojednania[9]. Akt pokutny nie jest zatem ob­rzędem, który „zmusza nas” do żałowania za nasze grzechy, ale przynosi nam dar odnowienia jedności z Bogiem i z drugim człowiekiem. Nie posiada on skuteczności sakramentu poku­ty (por. OWMR 52), ale Duch Święty wprowadza nas na drogę szukania jedności.

Ważne jest utrzymanie rytmu tego obrzędu, zgodnie z przepi­sami Kościoła. Spokój, chwila milczenia dla osobistej refleksji, ułatwi działanie łasce Bożej w naszym sercu. Celem tego obrzę­du jest bowiem rozbudzenie ufności do Boga, który jako jedyny może nam pomóc naprawić popsute relacje.

Bardzo pożyteczne jest także stosowanie trzeciej formy aktu pokuty, która wiąże się z obrzędem pokropienia. Przepisy za­chęcają do stosowania go szczególnie w niedziele i w okresie wielkanocnym (por. OWMR 52). Celem tego rozbudowanego obrzędu jest wzbudzenie radości w sercu wierzącego z faktu, że mimo naszej grzeszności jesteśmy nadal przybranymi dzieć­mi Boga, o które On sam troszczy się nieustannie. Charakte­rystyczne są tutaj słowa modlitwy odmawianej przez kapłana: „Prosimy Cię, Panie, spraw, niech wszędzie tam, gdzie padną krople tej poświęconej wody, ustaną napaści szatana i niech nas zawsze strzeże obecność Ducha Świętego”[10]. Spadające krople wody przypominają o odrodzeniu i ożywieniu. Zatem łaska Du­cha Świętego, która spływa na uczestników, ożywia w nich dar otrzymany na chrzcie świętym i zbliża ich do Chrystusa oraz wzajemnie do siebie. To jak działanie życiodajnego deszczu na spragnioną wody ziemię.

Modlitwa powszechna

Modlitwa powszechna powróciła w pełni do rzymskiej struk­tury Mszy Świętej w dużej mierze pod wpływem innych obrząd­ków chrześcijańskich, szczególnie wschodnich. Istniała u nas zawsze w Wielki Piątek, a także w nieco innej formie w dni po­kutne w brewiarzu. Pojawiła się w ramach reformy posoboro­wej, ale wraz z nią zrodziły się także nowe problemy i coraz częściej znowu jest opuszczana lub sprowadzana do bezduszne­go rytuału.

Kościół ukazuje jednak szczególną wartość tego obrzędu. Modlitwa powszechna, włączona w strukturę liturgii słowa, sta­nowi pomoc dla wiernych w formułowaniu odpowiedzi na pro­klamowane słowo Boże. To słowo niesie przemieniającą moc Boga samego i dlatego przyjęte przez wiernych pobudza ich do myślenia i działania zgodnego z Jego pragnieniem. Słowo Boże przekształca nas wewnętrznie i upodabnia, szczególnie na­sze władze duchowe, do Chrystusa, który troszczy się o zbawie­nie każdego człowieka. Stąd odpowiedź na słowo Boże formuje się pod wpływem łaski Bożej, otrzymanej w tymże słowie. To nie rytuał i obrzęd, który trzeba wykonać, ale przede wszystkim należy zrozumieć jego sens i wypełniać go w jedności z Chry­stusem. Przygotowane wcześniej intencje są oczywiście pomo­cą, ale każdy uczestnik liturgii musi włączyć się w ten dialog i prosić Boga, razem z Chrystusem, o zbawienie nasze i całego świata.

To nie przypadek, że użyłem wyrażenia, iż każdy uczestnik li­turgii „musi włączyć się” w tę odpowiedź na słowo Boże i w ten dialog z Bogiem, w którym wyraża się troska o zbawienie na­sze i całego świata. Pewna forma obowiązku wynika z funk­cji kapłańskiej, która łączy każdego ochrzczonego z Jezusem Chrystusem jedynym Kapłanem[11]. Mówimy tutaj o kapłaństwie wspólnym dla wszystkich ochrzczonych, a nie o kapłaństwie służebnym[12]. Upodobnienie do Chrystusa w sakramencie chrztu świętego i łaska życia Bożego pobudzają nas do myślenia i dzia­łania wraz z Chrystusem, a On czynił przede wszystkim wolę Ojca (por. Mt 12,50; J 8,38), który pragnie zbawienia każdego człowieka (por. J 6,40). Dlatego uczestniczenie w tym obrzędzie jest obowiązkiem, a raczej sposobem wyrażenia naszej jedności ze Zbawicielem w trosce o przemianę świata.

Kościół określa także cztery podstawowe tematy, które nale­ży podjąć w modlitwie powszechnej. Jest to zatem troska o Ko­ściół powszechny, modlitwa za rządzących, zainteresowanie trudnościami ludzi żyjących wokół nas oraz potrzebami naszej wspólnoty (por. OWMR 70). To też pochodzi z najdawniejszych czasów. Szczególnie chcę zwrócić uwagę na modlitwę za rzą­dzących, która jest opuszczana najczęściej. Ze wzruszeniem czytamy modlitwę powszechną, którą pozostawił nam św. Kle­mens Rzymski (papież w latach 91-100), a posłał ją jako wzór w swoim liście do wspólnoty w Koryncie. Jednym z ważnych jej tematów, oprócz tych dobrze nam znanych, była modlitwa za rządzących, a przecież były to czasy po potwornych prze­śladowaniach Nerona i Domicjana. Nie można zatem przy­puszczać, że chodzi tutaj o wyraz sympatii, ale raczej o pewną lojalność i świadomość wpływu, jaki modlitwa wspólnoty ma na serca rządzących. „Daj im zatem, Panie, zdrowie, pokój, zgo­dę i stałość, aby sprawowali bez przeszkody tę władzę, którą Ty im powierzyłeś. To Ty sam przecież, Władco Nieba, Kró­lu wieków, dajesz synom ludzkim chwałę i godność, i władzę nad tym, co jest na ziemi. Ty więc, o Panie, kieruj ich wolą we­dług tego, co jest dobre i miłe w Twoich oczach”[13]. W ten spo­sób wspólnota chrześcijańska wypełnia swój obowiązek wobec Boga i społeczeństwa.

W celebracji modlitwy powszechnej ważną rolę Kościół przypisuje wiernym (maximum momentum), którzy uczestniczą w celebracji[14]. Wyraża się to w odpowiedzi modlitewnej, któ­ra następuje po podaniu intencji. Może to być krótka aklamacja (Kyrie eleison, wysłuchaj nas, Panie itd.), może to być chwila modlitewnego milczenia, czasem można posłużyć się dłuższym wersetem błagalnym, jeśli wspólnota jest na to przygotowana, albo też połączyć chwilę modlitewnego milczenia z krótkim wersetem błagalnym. Zastanawia dzisiaj powszechna praktyka, że ta odpowiedź wiernych została zredukowana do zwykłej re­cytacji, podczas gdy historia tego obrzędu i praktyka w innych obrządkach chrześcijańskich wyraża się w śpiewie. To uprosz­czenie obserwujemy często w uroczystych celebracjach z udzia­łem chórów, czyli przy obecności odpowiednich śpiewaków i kantorów.

Modlitwa powszechna stanowi pewną trudność również na etapie przygotowania. Jest to modlitwa, która powinna ro­dzić się w sercu człowieka wierzącego, napełnionego łaską pły­nącą ze słuchania słowa Bożego. Intencje winny być krótkie, zwarte i jasne. Mają jasno wyrażać naszą prośbę o dary potrzeb­ne dla ludzi, o których myślimy[15]. Tymczasem często staje się ona formą pouczania, kazaniem lub katechezą. Jest to łatwiej­sze, bo łatwo dyktować ojcu świętemu lub innym, co mają robić[16]. Nie powinno się także intencji „przyozdabiać” cytatami z Pisma Świętego. Słowo Boże było czytane przed chwilą, a ta­kie „ozdobniki” świadczą raczej o przedmiotowym traktowaniu słowa, które pochodzi od Boga. Przygotowanie modlitwy po­wszechnej nie jest zatem łatwe, ale dobrze pojęta i solidnie opra­cowana pomaga nam w przyjęciu Chrystusa i zjednoczeniu się z Nim w trosce o zbawienie.

Procesja z darami

Innym obrzędem w strukturze Mszy Świętej, który wymaga głębszej oceny, jest procesja z darami. Powróciła ona w ramach posoborowej odnowy liturgii. Urząd Nauczycielski Kościoła wi­dział bowiem w tym obrzędzie niewątpliwą wartość, skoro za­proponował wprowadzenie go przy okazji różnych uroczystości jako uzupełnienie obrzędów przygotowania darów. Trzeba pa­miętać, że obrzędy Mszy Świętej uobecniają nam gesty Chrystu­sa z ostatniej wieczerzy i potem z całego Misterium Paschalnego. Do nich zalicza się zatem także cały obrzęd przygotowania da­rów wraz z procesją z darami. W opisach nowotestamentalnych[17] jest mowa o tym, że Jezus wziął chleb, błogosławił, łamał i dawał uczniom. Tak zostały te gesty zapamiętane i przekazane z pokolenia na pokolenie, stając się czterema istotnymi momen­tami celebracji eucharystycznej. Mowa zatem o przygotowaniu darów, modlitwie eucharystycznej, łamaniu chleba i Komunii Świętej. Możemy tu zatem mówić o naśladowaniu Chrystusa. Kiedy Jezus wziął chleb, aby go pobłogosławić, oraz wino, aby nad nim dzięki czynić, przygotowywał się w ten sposób do zło­żenia ofiary ze swojego życia. Kiedy dzisiaj powtarzamy ten obrzęd, uobecniamy postawę Chrystusa i staramy się Go naśla­dować, włączając się w Jego akt ofiary.

Przygotowanie darów odbywa się przeważnie na ołtarzu, ale już w starożytności chrześcijanie ubogacili te gesty o przynosze­nie darów ofiarnych do ołtarza. W ten sposób wszyscy uczestnicy mieli sposobność świadomego włączenia się w ten uroczysty akt składania siebie na ołtarzu wraz z ofiarowanym chlebem i winem. W centrum tego obrzędu jest oczywiście nasz Pan, który składa siebie w ofierze, oddaje siebie Ojcu dla zbawienia człowieka. Kie­dy procesja z darami przechodzi przez Kościół, ten gest zachę­ca każdego do złożenia się w ofierze Bogu Ojcu wraz z Jezusem Chrystusem. Chrystus składa siebie w ofierze, bo dostrzega nie­dolę człowieka po grzechu. Kiedy wierni jednoczą się z Nim, sta­ją się zdolni do dostrzeżenia potrzeb człowieka, również i tych materialnych. Dlatego już od starożytności oprócz chleba i wina do ołtarza chrześcijanie przynosili coś od siebie, aby podzielić się tym ze wspólnotą i z potrzebującymi braćmi. Były to dary kon­kretne, które stanowiły bezpośrednią pomoc w życiu codzien­nym. W ten sposób Chrystusowa ofiara dla zbawienia człowieka znajdowała swoje echo w pobudzeniu serca człowieka i dostrze­żeniu codziennych potrzeb braci żyjących obok nas.

Jednakże Jezus przypomniał jeszcze pewien warunek, któ­ry należy spełnić, gdy przynosi się dar do ołtarza. Ma on być w pełnej harmonii w stosunku do Boga i do drugiego człowieka (por. Mt 5,23-24). Dar składany na ołtarzu nie może być zatem owocem niesprawiedliwości lub krzywdy (kradziony, zrabowa­ny). Ma służyć budowaniu jedności i pochodzić z serca, czyli nie może być ofiarowany z racji doczesnej korzyści.

Podobnie jak wszystko co piękne, tak i piękny obrzęd pro­cesji z darami jest często źle rozumiany. Ma on być obrzędem wyrażającym miłość do Boga i do drugiego człowieka, a zostaje nierzadko wykorzystany do pokazania danej osoby na forum publicznym. Nie da się bowiem zapomnieć, że procesja ma pe­wien charakter spektakularny i to będzie kusiło, by wykorzystać ją do własnych interesów. Dary mają być składane w perspek­tywie konkretnych potrzeb człowieka. Gdy zatem widzimy, jak w procesji przynoszone są sztuczne kwiaty lub plastikowe owo­ce, papierowe dekoracje czy kosze z deklaracjami, musi to ro­dzić pytanie o intencje ofiarodawców. Gdy gest ofiarowania się Chrystusa zostaje wykorzystany do pokazania samego sie­bie, wtedy może stać się nawet aktem świętokradczym. Obrzęd mobilizuje nas do niesienia konkretnej pomocy człowiekowi w potrzebie, jak czyni to Chrystus. Deklaracje abstynenckie, nawet jeśli wyrażają szczere postanowienia, są tylko deklaracją. W procesji z darami powinien pojawić się konkretny dar dla po­trzebujących, który będzie podkreślał intencję oddania się Bogu i człowiekowi przez składających deklarację. Ofiara Chrystusa była bardzo konkretna, a nie symboliczna.

3.   Oblicze Chrystusa dostrzegane w budynku kościoła

Stary Testament zabraniał przedstawiania Boga w obrazach[18], bo łatwo było w ten sposób zapomnieć o Bogu Obja­wienia i sprowadzić relacje z Nim do tych uproszczonych, które istniały w środowiskach pogańskich (por. Wj 32,1nn). Narodze­nie się Boga w ludzkim ciele wyznaczyło w Nowym Testamen­cie nową epokę w tym względzie. Chrystus, Słowo Boga, które stało się Ciałem (por. J 1,14), jest „obrazem Boga niewidzialne­go” (Kol 1,15). Przedstawiając więc Jezusa Chrystusa, wchodzi­ło się w relację z Ojcem (por. J 12,45). Liturgia, która poprzez swoje znaki uobecnia nam Jezusa Chrystusa, również objawia nam w ten sposób oblicze miłosiernego Ojca. Spróbujmy więc spojrzeć z nieco większą uwagą na kilka elementów wyposaże­nia naszych kościołów, ponieważ stanowią one znak Bożego mi­łosierdzia dla nas, a nawet pomoc w dostrzeganiu Jego oblicza.

Ołtarz. W centrum kościoła znajduje się ołtarz, na którym uobecnia się ofiara krzyża naszego Pana i stanowi miejsce uczty eucharystycznej (por. OWMR 296[19]). Przypomina on stół, przy którym Jezus zgromadził apostołów w czasie ostatniej wiecze­rzy. Nauczył ich w ten sposób, jak mają uczestniczyć w tym zbawczym wydarzeniu, które dokonało się przez Jego ofiarę na krzyżu i zmartwychwstanie. W ten sposób zjednoczył On „rozproszone dzieci Boże” (J 11,52) i odtąd, ile razy to zbawcze wydarzenie jest uobecniane na ołtarzu, tworzy się i nieustannie odnawia wspólnota Kościoła Chrystusowego. Idąc za tą myślą, chrześcijanie zaczęli budować ołtarze już nie tylko jako stół, ale układając kamień, bo podkreślali w ten sposób, że Chrystus jest kamieniem węgielnym wspólnoty Kościoła (por. Ef 2,20). Rów­nież nauka Starego Testamentu nie została zapomniana. Tam ołtarz budowany był często z dwunastu kamieni, co symbolizo­wało całego Izraela. Nasz ołtarz, a przynajmniej jego mensa, jest jednym kamieniem (por. OWMR 301), bo symbolizuje Chrystu­sa żyjącego w swoim Mistycznym Ciele. Wyrażają to także reli­kwie świętych męczenników umieszczane w podstawie ołtarza.

To dlatego ołtarz otacza się czcią, całuje, okadza, skłania się przed nim, przyozdabia kwiatami. Jest jednak stołem ofiarnym i to do sprawowania Najświętszej Ofiary, dlatego przykrywa się go białym obrusem, którego czystość niewątpliwie jest wyrazem naszej troski o tę wielką tajemnicę. Wymiar ofiarniczy ołtarza przywołuje także obecność krzyża z wizerunkiem Chrystusa Ukrzyżowanego. Dopełniają tego symbolu świece, które z natu­ry przywołują ofiarę. Spalają się bowiem, dając światło. Chry­stus też wyniszczył samego siebie, dając nam światło zbawienia. W tradycji chrześcijańskiej używało się także lampek oliwnych, które ulepione z gliny i napełnione olejem paliły się na chwa­łę Boga, niczym człowiek ulepiony z prochu ziemi przez Boga.

Jakżesz dzisiaj ten ostatni znak został zaciemniony, gdy niedo­bry praktycyzm zlikwidował świece i lampki oliwne, a wprowa­dził dekoracje plastikowe, które mają udawać świece. Brakiem roztropności jest także traktowanie ołtarza jak „biurka dyrek­tora”, który z tego miejsca poucza i rządzi wspólnotą. Jak trud­no zaakceptować, gdy ktoś nonszalancko kładzie różne rzeczy na ołtarzu, bo wydaje się to praktyczne dla niego. Nawet szla­chetna czynność dekorowania ołtarza kwiatami musi być wyko­nywana roztropnie, by ołtarz nie został nigdy zakryty kwiatami.

Kwiaty mają jedynie podkreślić jego świętość. Ołtarz nie może być okazją do eksponowania dzieł sztuki florealnej.

Ważnym elementem dopełniającym wymiaru ofiarniczego ołtarza jest kredens, czyli stolik, na którym przygotowuje się wszystko, co jest potrzebne do sprawowania Najświętszej Ofiary. W tradycjach wschodnich nazywa się go nawet żertwiennikiem.

Tabernakulum. Charakterystyczną cechą kościołów katolic­kich jest obecność tabernakulum. W tak uroczystej formie poja­wiło się w naszej tradycji w drugim tysiącleciu i stanowi dla nas cenny znak nieustannej troski Zbawiciela o naszą wspólnotę. Jego pełne znaczenie widzimy zawsze w połączeniu z ołtarzem, gdzie uobecnia się Misterium Chrystusa Zbawcy. Tabernaku­lum to przedłużenie ołtarza. Obecność Chrystusa Zbawcy pod­kreśla żywe światło palące się przy nim nieustannie, jak tego wymaga Kościół (por. OWMR 316). Tradycja zawsze podkreś­lała rolę troski wiernych o ten płomień, bo w niej wyrażała się miłość do Chrystusa i pragnienie Jego obecności. Zastąpienie żywego płomienia lampką elektryczną jest praktyczne, bo nie ma kłopotu z pilnowaniem lampki, ale ta dekoracja nie spełnia już swojej roli, jaką miała w tradycji naszych ojców.

Dzisiaj, chyba znowu ze względów praktycznych, zostało tak­że nieco zapomniane stosowanie konopeum przy tabernakulum. Był to rodzaj welonu lub zasłony, która była dostosowywana do okresów liturgicznych. Bogato haftowane konopea znajdziemy najczęściej w muzeach, bo stanowią niewątpliwą wartość dla naszej kultury. Jednak powinny one pomagać nam w pod­trzymywaniu i pogłębianiu naszej wiary w obecność Chrystusa Zbawcy w Najświętszym Sakramencie.

Ambona. Miejsce głoszenia słowa Bożego jest ważne w na­szych kościołach. Historia ambony jest ciekawa i nie brakuje dzisiaj opracowań na ten temat. Znaczenie słowa Bożego i jego wyjątkowość, w porównaniu do słowa pochodzącego od nas, wymagają odpowiedniego miejsca do jego proklamacji. Słowo

to nie tylko niesie nam pewną informację, ale przede wszystkim wtedy gdy rozbrzmiewa w zgromadzeniu liturgicznym, staje się znakiem obecności samego Boga mówiącego pośród nas. Musi to być zatem miejsce odpowiednio wyeksponowane, łatwo kon­centrujące naszą uwagę.

Aby spełniało swoją rolę stołu słowa Bożego, musi służyć tyl­ko do tego celu (por. OWMR 309). Na ambonie powinna zawsze znajdować się księga słowa Bożego, a nie inne kartki i książki. Traktowanie ambony jako zwykłej mównicy, z której przekazu­je się wszelkie informacje, zaciemnia ten znak. Dla uczestników liturgii pojawienie się na ambonie lektora, kapłana lub diako­na powinno wzywać do większej uwagi, bo „ma być głoszo­ne słowo Boga”. Tymczasem dzisiaj, gdy ambona służy często do wielu przemówień, nierzadko także polityków, znak ten bu­dzi raczej uczucie dystansu i zniechęcenia. Aby ambona dobrze służyła wiernym, musi odzyskać swoje właściwe znaczenie.

Miejsce przewodniczenia. Kapłan spełnia oczywiście ważną rolę w celebracji eucharystycznej. On jej przewodniczy. Jego rola nie ogranicza się jednak tylko do funkcji wykonywanej w zgro­madzeniu liturgicznym. Zgodnie z nauczaniem Kościoła, kapłan na mocy święceń jest ikoną Chrystusa. To Chrystus jednoczy wiernych, naucza i ofiaruje siebie Ojcu, ale widocznym znakiem tych czynności jest kapłan, który przewodniczy celebracji.

Stąd rodzi się potrzeba odpowiedniego miejsca przewodni­czenia w prezbiterium (por. OWMR 310). Nie jest to tron, ale miejsce posługiwania wspólnocie, aby mogła ona zjednoczyć się w oddawaniu chwały Bogu. Posługę tę spełnia kapłan prze­wodniczący, nawet wtedy gdy siedzi. Kościół podkreśla znacze­nie tego miejsca i rolę przewodniczącego, przypominając, że to krzesło powinno być specjalnie pobłogosławione w akcie litugicznym[20].

Chrzcielnica. Z wielkim szacunkiem wspominamy gest św. Jana Pawła II, gdy w czasie swej pierwszej pielgrzym­ki do Polski w czerwcu 1979 roku w Wadowicach podszedł do chrzcielnicy, miejsca swojego chrztu, ucałował ją i modlił się przy niej w milczeniu. On rozumiał, jak wielkim darem miło­sierdzia Boga była łaska, którą w tym miejscu otrzymał. Nie był to gest przypadkowy, ale dobrze przemyślany przez niego. Świadczą o tym słowa z jego homilii. „Kiedy patrzę wstecz, wi­dzę, jak droga mojego życia poprzez środowisko tutejsze, po­przez parafię, poprzez moją rodzinę, prowadzi mnie do jednego miejsca, do chrzcielnicy w wadowickim kościele parafialnym. Przy tej chrzcielnicy zostałem przyjęty do łaski Bożego syno­stwa i wiary Odkupiciela mojego, do wspólnoty Jego Kościoła w dniu 20 czerwca 1920 roku. Chrzcielnicę tę już raz uroczy­ście ucałowałem w roku tysiąclecia chrztu Polski jako ówcze­sny arcybiskup krakowski. Potem uczyniłem to po raz drugi, (jak przypomniał ksiądz prałat) na 50. rocznicę mojego chrztu, jako kardynał, a dzisiaj po raz trzeci ucałowałem tę chrzcielnicę, przybywając z Rzymu jako następca św. Piotra”[21].

Niewątpliwie ten element wyposażenia naszych kościołów musi budzić w nas wdzięczność wobec Pana Boga za otrzyma­ny dar. Jest to też dobra okazja, by przypomnieć sobie datę tego wydarzenia, jak czynił to nasz święty rodak. Święty Paweł wzy­wa nas: „I bądźcie wdzięczni!” (Kol 3,15).

Konfesjonał. Miejsce celebracji sakramentu pojednania lub nawet sam konfesjonał budzi różne uczucia w sercach wierzą­cych. Chyba nigdy nie jest obojętny. To przecież miejsce, gdzie wyjątkowo konkretnie doświadczamy miłosierdzia Ojca. W sta­rych kościołach konfesjonały były bardzo bogato ozdobione w różne sceny ewangeliczne, które miały zachęcać do ufnego zbliżenia się do sakramentu.

Konfesjonał to nie tylko mebel w wyposażeniu kościoła. To miejsce spotkania z Tym, który jako jedyny może uzdrowić na­sze serce. Konstrukcyjnie zapewnia dyskrecję, ale jednocześnie jest na widoku wspólnoty zgromadzonej w kościele. Kiedy idzie­my do konfesjonału, to oddalamy się od wszystkich i to jest znak tego, co powoduje w nas grzech, czyli odłączenie od wspólnoty zbawienia. Kiedy spłynie na nas łaska sakramentu, wtedy wraca­my do wspólnoty i widzimy, jak ta łaska przywraca nas wspólno­cie, a nam umożliwia życie mocą wiary całej wspólnoty Kościoła.

Dobre przeżycie celebracji sakramentu pojednania wyma­ga także kontaktu ze słowem Bożym. Służą do tego celebracje pokutne, ale przy praktyce prywatnej spowiedzi dobrze byłoby samemu zanurzyć się w tym słowie. Godna pochwały jest prak­tyka w niektórych parafiach, gdzie przy konfesjonale znajdują się egzemplarze Pisma Świętego lub przynajmniej kartki z od­powiednim doborem cytatów z Ewangelii.

Brama kościoła. Rok Święty, a szczególnie celebracja jego otwarcia i zamknięcia, stawia nam przed oczami bramę kościo­ła, czyli drzwi, poprzez które zazwyczaj wchodzimy do środ­ka. Służą one wspólnocie, zabezpieczają ją w czasie modlitwy. Dla nas jednak drzwi kościoła stanowią także symbol Chrystu­sa, który jest „bramą owiec” (J 10,7). W czasie Roku Świętego drzwi święte całujemy ze czcią. Jednak drzwi naszego kościoła czy naszej kaplicy nieraz powinniśmy dotknąć z pobożnością, pamiętając o ich symbolicznym znaczeniu. Przy nich znajdu­jemy naczynie z wodą święconą, która przypomina nam nasz chrzest święty, czyli bramę, przez którą weszliśmy do Kościo­ła świętego. Każde przekroczenie tego progu powinno wzbu­dzać uczucia naszej wdzięczności dla Pana Boga i przywiązania do Chrystusa, naszego Pasterza. To dlatego Kościół tak bardzo zachęca do dowartościowania wszelkich procesji, podczas któ­rych przekracza się próg kościoła[22].

Zakończenie

Zakończył się Rok Miłosierdzia. Z pewnością w tym czasie Pan Bóg otworzył przed nami bardzo szeroko podwoje swojego miłosierdzia. Widzieliśmy to chociażby w znaku bramy miło­sierdzia przy kościołach katedralnych i sanktuariach. Skutkiem działania tej łaski jest przemiana naszego serca, większe uwraż­liwienie na potrzeby bliźnich oraz nasze włączenie się w dzie­ło miłosierdzia realizowane nieustannie przez Chrystusa. I nie chodzi tu jedynie o uczynki miłosierne, ale o zjednoczenie się z Chrystusem w rozpoznawaniu prawdziwych potrzeb człowie­ka. Łaska miłosierdzia upodabnia nas do Chrystusa, więc wła­ściwą odpowiedzią na tę łaskę będzie pragnienie współdziałania z Nim. Wraz z zakończeniem Roku Miłosierdzia nie skończyła się akcja duszpasterska, ale uświadamiamy sobie, jak bardzo zo­staliśmy ubogaceni.

Jeśli czas Roku Świętego możemy określić jako drogę spe­cjalną, to powrót na drogę zwyczajną nie będzie już powrotem do tego samego, co było wcześniej. Na zakończenie Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 św. Jan Paweł II wezwał wiernych Ko­ścioła do jeszcze intensywniejszej kontemplacji oblicza Chry­stusa żyjącego w Kościele, bo nauczyliśmy się tego w tym świętym czasie[23]. Podobnie było i w Roku Miłosierdzia. Łaska przyjęta prowadzi do odnowy Kościoła, czyli do coraz głębsze­go upodobnienia się do Mistrza. W ten sposób również świat będzie mógł łatwiej dostrzec Jego oblicze. Myśl tę sformuło­wał bł. Paweł VI w swojej homilii na zakończenie II Soboru Watykańskiego. Była to myśl tak ważna, że włączono ją potem w kolektę formularza Mszy Świętej o św. Karolu Boromeuszu, wielkim protagoniście reformy po soborze trydenckim[24]. Na tym właśnie polega rola Kościoła w dzisiejszych czasach.

Święty Jan Paweł II przypomina, że „nasze świadectwo by­łoby jednak niedopuszczalnie ubogie, gdybyśmy my sami jako pierwsi nie byli tymi, którzy kontemplują oblicze Chrystusa[25]. To dlatego trzeba nam, przy pomocy światła pochodzą­cego z Roku Świętego, spojrzeć jeszcze raz na to, co jest nam bliskie: na Mszę Świętą, na ołtarz, na nasze kościoły i kaplice, aby ujrzeć jeszcze wyraźniej oblicze naszego Pana i prowadzić do Niego ludzi naszych czasów. To znaczy naprawdę przyjąć i przekazać łaskę miłosierdzia.

 


[1] Por. Jan Paweł II, Encyklika o Eucharystii w życiu Kościoła Ecclesia de Eucharistia (17.04.2003), 6.

[2] Por. KL nr 41; KK nr 11; Święta Kongregacja Obrzędów, Instrukcja Eucharisticum mysterium, 25.05.1967, 3e, 6; OWMR 16.

[3] Por. antyfona na wejście ze Mszy Świętej Wieczerzy Pańskiej: „Chlubi­my się krzyżem naszego Pana Jezusa Chrystusa; w nim jest nasze zbawienie, życie i zmartwychwstanie, przez niego jesteśmy zbawieni i oswobodzeni” oraz Druga prefacja wielkopostna: „Ty nam dajesz czas łaski i zbawienia, abyśmy oczyścili serca od nieuporządkowanych przywiązań i wśród spraw doczesnych troszczyli się przede wszystkim o wieczne zbawienie”.

[4] II Sobór Watykański, Konstytucja o liturgii świętej Sacrosanctum concilium (04.12.1963), 102: „W ten sposób obchodząc misteria Odkupie­nia, Kościół otwiera bogactwa zbawczych czynów i zasług swojego Pana, tak że one uobecniają się niejako w każdym czasie, aby wierni zetknęli się z nimi i dostąpili łaski zbawienia”.

[5] Jan Paweł II, Ecclesia de Eucharistia, dz. cyt., 6: „Myśl ta rodzi w nas uczucia wielkiego i wdzięcznego zdumienia. Wydarzenie paschalne i Eu­charystia, która je uobecnia przez wieki, mają niezmierzoną «pojemność». Obejmują niejako całą historię, ku której skierowana jest łaska Odkupienia. To zdumienie winno zawsze odżywać w Kościele zgromadzonym na spra­wowaniu Eucharystii”.

[6] Jan Paweł II, List apostolski o tajemnicy i kulcie Eucharystii Dominicae Cenae (24.02.1980), 3: „Kult ten, obejmujący Przenajświętszą Trój­cę Ojca, Syna i Ducha Świętego, towarzyszy i przenika przede wszystkim sprawowanie liturgii eucharystycznej. Winien on jednak wypełniać wnętrza świątyń również poza godzinami Mszy Świętych. Zaiste, skoro tajemnica eucharystyczna została ustanowiona z miłości i uobecnia nam sakramental­nie Chrystusa, zasługuje zatem na nasze dziękczynienie i naszą cześć. Cześć ta winna zaznaczać się w każdym spotkaniu z Najświętszym Sakramentem, czy to wówczas gdy nawiedzamy kościoły, czy też wówczas kiedy Najświęt­sze Postacie bywają zanoszone i udzielane chorym”.

[7] Por. Wj 19,4-5. Charakterystyczne jest pojawienie się słowa kahal, które oznacza „zwołanie święte”.

[8] Por. J 11,51-52: „Najwyższy kapłan (Kajfasz) w owym roku wypowie­dział proroctwo, że Jezus ma umrzeć za naród, i nie tylko za naród, ale tak­że po to, by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno”.

[9] Por. Kol 1, 11-14: „Z radością dziękujcie Ojcu, który was uzdolnił do uczestnictwa w dziale świętych w światłości. On to uwolnił nas spod wła­dzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w któ­rym mamy odkupienie – odpuszczenie grzechów”.

[10] Obrzędy poświęcenia wody i pokropienia, w: Mszał rzymski dla diecezji polskich, s. (4).

[11] Por. OWMR 69.

[12] Por. II Sobór Watykański, Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium, 10; II Sobór Watykański, Dekret o posłudze i życiu kapłanów Presbyterorum ordinis, 2; KKK 1141.

[13] Klemens Rzymski, List do Kościoła w Koryncie, 61: w: Ojcowie apo­stolscy, przekł. A. Świderkówna, oprac. W. Myszor , „Pisma Starochrześci­jańskich Pisarzy”, t. XLV, Warszawa 1990, s. 54.

[14] Por. „CONSILIUM”, De Oratione communi seu fidelium. Natura, mo­mentum ac structura. Criteria atque specimina Coetibus territorialibus Episcoporum proposita (17.04.1966), Typis Plyglottis Vaticanis 1966, 11: AAS 58 (1966), s. 757-758.

[15] Wprowadzenie, 12, w: KEP, Modlitwa powszechna, red. F. Małaczyński, Katowice 1970, XIII.

[16] Przykłady źle sformułowanych intencji:

Módlmy się za ojca świętego, aby wiernie wypełniał swoją misję pasterza Kościoła powszechnego.

Módlmy się za kapłanów naszej parafii, aby troszczyli się zawsze o spra­wy Boże.

Módlmy się za katechetów i katechetki, aby dobrze przygotowywali się do swojej posługi.

Módlmy się za chrześcijan niepraktykujących, aby pokonali wszystkie prze­szkody i przyszli do Chrystusa.

„Ja jestem drogą, prawdą i życiem”. Módlmy się o zbawienie wieczne dla naszych bliskich.

[17] Por. Mt 26,26; Mk 14,22; Łk 22,19; 1 Kor 11,23-24.

[18] „Strzeżcie się, byście nie zapomnieli przymierza Pana, Boga wasze­go, które zawarł z wami, i nie uczynili sobie wyobrażenia w rzeźbie tego wszystkiego, co wam zabronił Pan, Bóg wasz” (Pwt 4,23).

[19] OWMR 296; Papieska Rada ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji, Cele­brować Miłosierdzie, Kraków 2015, s. 24.

[20] Por. OWMR 310; Rytuał rzymski, w: Obrzędy błogosławieństw dostoso­wane do diecezji polskich, t. 2, Katowice 1994, s. 900-918.

[21] Jan Paweł II, Przemówienie do mieszkańców Wadowic (07.06.1979), www.nauczaniejp2.pl/dokumenty/wyswietl/id/577 (dostęp: 01.04.2017).

[22] Papieska Rada ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji, Celebrować Miło­sierdzie, dz. cyt., s. 24.

[23] Jan Paweł II, List apostolski na zakończenie Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 Novo Millennio ineunte (06.01.2001), 16.

[24] Kolekta ze wspomnienia św. Karola Boromeusza 4 listopada: „Wszech­mogący Boże, zachowaj w Twoim ludzie ducha, który ożywiał św. Karola Boromeusza, biskupa, aby Kościół nieustannie się odnawiał, * i upodabnia­jąc się do Chrystusa, ukazywał światu Jego prawdziwe oblicze”.

[25] Jan Paweł II, Novo Millennio ineunte, dz. cyt., 16.